Wywalono Was kiedyś z pracy? Bo mnie nie - do wczoraj. Nigdy nie zerwał ze mną żaden chłopak, nikt mnie znikąd nie wydalił ani nie wylał, jakoś mi się w miarę wszystko udawało, a tu - jeb, taka sytuacja. Chcecie wiedzieć, jak to jest? W sumie to każdy ma inny układ nerwowy, ale mi zrobiło się gorąco, cholernie gorąco. Kark i dekolt piekły strasznie, jakby ktoś polewał je wrzątkiem, dziwne w sumie, jak to ciało reaguje, w momencie, gdy słyszysz, że to już koniec.
Potem przyszła ulga, że skończyła się wreszcie bolesna agonia. Wprawdzie smutna to ulga, bo to nie ja tę agonię zakończyłam, bo nie zdążyłam, ale jednak ulga, że już nie muszę dłużej udawać. Że przeniosę się wreszcie do bardziej mojego świata.
Kolejna faza to był ryk, płakałam długo aż oczy zapuchły mi dokumentnie. Ich strumień trochę przyspieszyła nalewka porzeczkowa, której cały wielki słoik dał mi teść na osłodę tego gorzkiego wieczoru. Wypiłam cały sama, piłam, aż zrobiło mi się niedobrze. Poszłam spać znieczulona i spuchnięta, by obudzić się jeszcze bardziej spuchnięta, wyglądam teraz jak Gołota po walce, serio. Czułam wszystko i nic. Włączyłam na całą parę muzykę i zaczęłam sprzątać. Sprzątanie daje to złudne poczucie kontrolowania rzeczywistości, które w takich sytuacjach bardzo pomaga. Jednak ja poczułam się żałosną, zapuchniętą babą w dresie, która biega ze ścierą i ryczy przy piosenkach Adele. Gdy skończył mi się już jej dramatyczny repertuar byłam bliska włączenia Gotye, pomyślałam, że tak nisko już nie upadnę. Osiągnęłam kres żałości i pora wziąć się w garść.
Bo przecież tego chciałam - czasu. Właśnie dostałam płatne trzy miesiące wolności i tylko ode mnie zależy, co z nią zrobię. No właśnie - co z nią zrobię? Muszę zatrzymać ten strumień świadomości i wyłuskać z niego na chłodno to, co ma sens. W jednej chwili planuję, że zacznę biegać, by za chwilę szukać kursu szycia, wyobrażam sobie, jak przychodzi wiosna, a ja w kolorowej sukience jeżdżę moim holendrem na targ po młode warzywa. Tylko że za to nikt mi nie zapłaci. Pewną pociechą jest fakt, że wreszcie będę mieć dużo czasu na bloga, że wreszcie mogę gotować i pstrykać w dziennym świetle, że zrobię te wszystkie rzeczy w domu, które planuję od dawna i je Wam pokażę. No tak, ale za to też nikt nie płaci. Dostaję wprawdzie czasem fajne produkty od sklepów, które pokazuję na blogu, ale przecież tym nie zapłacę za prąd.
Mój mąż powiedział, że to była ostatnia rzecz, która łączyła mnie ze starą mną - tą sprzed roku, sprzed bloga i sprzed czasu, kiedy sięgam po to, o czym marzę, zamiast miotać się po własnym życiu jak ćma po szybie. Czuję odpowiedzialność, muszę tym razem pokierować nim mądrze i to mnie trochę przeraża. Najpierw muszę się wyrwać z letargu, posprzątam te zapłakane chusteczki, spróbuję zapełnić kalendarz sensownymi zadaniami. O, właśnie wyszło słońce.
trzymaj sie Kochana, zazdroszcza Ci na pewno bloga, jestem 100% przekonana!
OdpowiedzUsuńhehe, to troszkę bardziej złożone, ale dzięki za wsparcie:)
OdpowiedzUsuńAgnieszko, wspaniała historia, naprawdę! jak mówił Grek Zorba "jaka piękna katastrofa", a z niej wyłoni się coś nowego, dobrego, twojego, co jeszcze bardziej zbliży Cię do Twoich pragnień i duszy! Jestem o tym przekonana :-)
OdpowiedzUsuńp.s. ja też słucham tych łzawych, pompatycznych piosenek, jak mi źle ;-)
Pięknie to nazwałaś, jak trafnie, tak będzie! :)
UsuńTrzymam mocno kciuki, żeby to był początek zmian na lepsze - lepszą pracę, która pozwoli Ci połączyć ze sobą wszystko to, co kochasz i lubisz robić:) a tamci niech żałują tylko! Dobrego dnia tymczasem!
OdpowiedzUsuńMuszę to zamienić w dobrą zmianę, to pewne, dzięki za motywację!
UsuńNa pewno szykuje się coś o niebo lepszego :)) Trzeba to tylko teraz odnaleźć - Będzie dobrze !!!
OdpowiedzUsuńDzięki wielkie!
UsuńOooooo znam to uczucie, chłopak mnie nigdy nie rzucił, za to rzuciła firma w której pracowałam.... docieranie wyglądało podobnie jak u Ciebie.... niestety gorzej było z ciągiem dalszym, bo ciężko mi się było pozbierać. Nie było blogów, nie było facebooka, Internet miałam przez łącze telefoniczne (pieruńsko drogie)..... no ale świat się nie zawalił. Z jednej strony to tylko praca, z drugiej aż praca... ale głowa do góry, odpocznij, przegryź w sobie to wszystko i szukaj dalej pracy, rozwiązań, pomysłów.
OdpowiedzUsuńCzasem takie sytuacje dają kopa do zmiany myślenia.
Pozdrawiam
Ty też znasz to uczucie? chyba naprawdę byłam już ostatnia na świecie, która tego nie przerabiała:) świat się nie zawalił, to pewne, szukam , dziękuję!
UsuńMnie za to 2 razy rzucił chłopak;) Wszystko dzieje się po coś :)
OdpowiedzUsuńhehe, musi być jakaś równowaga w przyrodzie:)
UsuńWspolczuje takiego "kubla zimnej wody", ale skoro to bylo "ostatnie, co laczylo Cie z dawna Toba", to zostaw to pod gruba krecha i idz dalej. Masz pomysly, masz energie, masz wspierajaca Rodzinke - wiele dobrego przed Toba :)))) Odchorowac trzeba, byle faza zalu nie trwala zbyt dlugo ;) Sciskam wirtualnie i trzymam kciuki za otwarty umysl i odwage na przyszlosc. Dasz rade!!!
OdpowiedzUsuńFaza chorowania na razie minęła, teraz rysuję tę krechę i zaczynam iść dalej, dzięki za wsparcie, to naprawdę pomaga!
UsuńPodczytuje Cię od jakiegoś czasu i jakoś te słowa, te obrazy są mi bardzo bliskie.
OdpowiedzUsuńCzytając opis z Adele za uszami to jakbym widziała siebie: równie spuchniętą, w tym dresie z oczami jak panda...
z doświadczenia jednak wiem, że jak jest to słońce, to zaraz będzie tęcza... a takie osoby jak Ty: wyjątkowe, pełne pasji,
zaangażowania [ co widać po blogu ] na pewno jeszcze nie raz zaleją świat uśmiechem i radością :)
Nic nie dzieje się bez przyczyny ale też jak pisała Szymborska: Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy.
UŚCISKI!
Ech, my baby, rzewne kawałki i oczyszczające wycie...dziękuję, że tak ładnie o mnie piszesz, moje ego pragnie teraz komplementów jak kania dżdżu:) dzięki wielkie za budujący komentarz, serio! Pozdrawiam serdecznie!
UsuńPowodzenia! Jasne że sobie poradzisz!
OdpowiedzUsuńdzisiaj już jasne, że tak, dzięki:)
UsuńJesteś osoba pełną pomysłów i pozytywnej energii. Masz wokół bliskie osoby. Trzeba zostawić to co za nami i szukać nowych możliwości. Utrata pracy to przecież nie koniec świata. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńto ja ci powiem tak. z pierwszej pracy mnie wywalono ,.totalnie z zaskoczenia. bylam zielona nie znałam swoich praw i po roku mobingu byłam w depresji. Najpierw był szok a potem jakby kamien spadł mi z serca. Poniewaz byłam młoda miałam wiele planów awaryjnych , w tym wyjazd za granicę. Po 3 mscach znalazłam pracę. Byłam tam 5 lat i było róznie. Oddałam tamtej pracy serce za marne pieniądze i kolejny mobing. Tym razem to ja powiedziałam DOSC. Miałam 3 msczny okres wypowiedzenia. W połowie okresu wypowiedzenia szef złozył MNIE wypowiedzenie .. bo go drazniłam tym ze mam go w DUPIE i jestem szczęsliwa.. oczywiscie prawnie tego zrobić nie mógł co mu uświadomiłam ale w koncu poszłam sobie tego dnia do domu wiecej tam nie wróciłam a papierowo i na kasie nie straciłam..a potem ?? potem zaczałą sie najszczęsliwszy czas w moim dorosłym życiu. Wiem jak byc aserytwną od początku. Znam swoją wartosci odrazu ustaliłam warnuki w mojej aktualnej pracy. Smieje sie ze ta praca to nagroda za poprzednie dwie :) I uwazam ze takie doswiadczenia są potrzebne bo nas kształtują , uczą i czynią mocniejszymi. Masz męża który cie wspiera. NIC ci sie nie stanie. Otrzep piórka i wznieś sie znów do góry :D wiosna nie długo bedzie ŚWIETNIE :D
OdpowiedzUsuńJesteście najlepsze!!! Żadnej nie znam osobiście, a czuję się naładowana pozytywnym, kobiecym wsparciem :) Nie mam jakiegoś gigantycznego doła, nikt mnie nie oszukał, ani źle nie potraktował, nie, muszę po prostu przejść tę żałobę. Czuję, że dobre jest za zakrętem, trochę się boję, a trochę jaram:) DZIĘKUJĘ WAM!
OdpowiedzUsuńZnam to uczucie, mnie zwolnili z pracy na miesiąc przed ślubem, możesz sobie wyobrazić, co czułam. Z perspektywy czasu stwierdzam, że to była najlepsza rzecz, jaka mogła mi się wtedy przytrafić. Nic nie dzieje się bez przyczyny. Głowa do góry, nie poddawaj się, czeka na Ciebie lepsze jutro i 100 razy lepsza praca :-)
OdpowiedzUsuńKochana głowa do góry!!! Masz męża, rodzinę - masz wsparcie. Masz głowę na karku, pasje i pomysły - czyli masz wszystko czego potrzeba :))
OdpowiedzUsuńPiszę tak bo w kwietniu przeżyłam to samo - praktycznie z dnia na dzień straciłam pracę - załamka a potem nowa szansa i teraz jestem bardzo zadowolona z pracy. Ale żeby nie było tak cukrowo - właśnie wróciłam z nart - 1 dzień 1 zjazd i kolano poszło!!!!!!!! Teraz 6 tygodni w gipsie - cudo. Także trzymaj się mam też teraz dużo czasu więc pisz dużo żebym miała co czytać ;)))
Ojej, trzymaj się w tym gipsie, współczuję! Dobrze się czyta, że tyle osób miało podobnie i zmiany wyszły na dobre, to daje nadzieję, dziękuję!
UsuńOtwórz sklep internetowy z tymi wszystkimi pięknymi rzeczami które wygrzebujesz z innych sklepów a sukces masz gwarantowany. Głowa do góry, Ty na pewno coś wymyślisz! Pozdrawiam, trzymam kciuki - Prawie sąsiadka Magdalena eM
OdpowiedzUsuńDzięki, sąsiadka, będę kombinować, o sklepie myślę od dawna, trzeba to tylko dobrze przemyśleć. Teraz mam dużo czasu na myślenie:)
UsuńPopłakać przy łzawych piosenkach trzeba, ale teraz czas umyć twarz chłodną wodą i zebrać myśli przed nowym :) przerażające i ekscytujące- doskonale cię rozumiem :)
OdpowiedzUsuńDzięki, już jest lepiej:)
UsuńZmiany to tylko na lepsze, trzymaj się kochana i korzystaj z dzisiejszego, pięknego trójmiejskiego słońca:)
OdpowiedzUsuńDziś już trzeci dzień, a słońce dalej świeci jak głupie - to znak:)
UsuńMoja mama jest panikarą ! W każdej tego typu sytuacji widzi jedynie czarne scenariusze. Osobiście nigdy nie byłam "rzucona" ale w moim najbliższym otoczeniu już tak i wtedy oto moja mama: i co , i jak , i dlaczego i o jakie to ogromne nieszczęście!! Ja nigdy nie uważałam takich sytuacji za fatum . Mojemu "rzuconemu" bratu powiedziałam , że takie z pozoru złe zdarzenia przynoszą tylko zmianę na lepsze . Mojej jeszcze niedawno "rzuconej" mamie powiedziałam to samo . I co ? Jest wspaniale i chyba ani brat ani mama nie mieli tak dobrej posady jak w tej chwili. Osobiście jako stały czytelnik uważam , że jesteś zbyt zdolna aby nie zapełnić tej luki jakimś wspaniałym zajęciem i mam nadzieje szalenie dobrze płatnym. I właśnie tego Tobie życzę na nowej drodze życia :)
OdpowiedzUsuńWielkie dzięki za podnoszące na duchu komplementy:) Przypadki jak Twojej mamy i brata dają nadzieję:)
UsuńJa bym powiedziała jaka piękna katastrofa, bo ta zmiana na pewno da ci nowe możliwości :). Sama też przerabiałam taką sytuację , teraz masz czas dla siebie , na naładowanie akumulatorów i szukanie nowej drogi .
OdpowiedzUsuńWykorzystam go, postaram się na pewno, dzięki za motywujący wpis:)
UsuńKochana, sama napisałaś "Wprawdzie smutna to ulga, bo to nie ja tę agonię zakończyłam, bo nie zdążyłam, ale jednak ulga, że już nie muszę dłużej udawać. Że przeniosę się wreszcie do bardziej mojego świata". No właśnie - czyli jednak nie było to to, o czym naprawdę marzysz. Po cichu sama myślałaś żeby zmienić pracę? Czyli jednak wszystko wyjdzie na dobre, zobaczysz. Pewnie najbardziej wkurzające jest to, że jednak nie Ty to zakończyłaś, że Cię wyprzedzili, ale to tylko ich strata. Rób zdjęcia, ciesz się z bloga, z wolnego czasu...wiem wiem...łatwo się mówi, ale za jakiś czas odżyjesz. Nie wiem co to za firma, co to za branża, ale napiszę Ci tylko, że Walta Disneya zwolnili z pracy, bo twierdzili, że ma słabą wyobraźnię i za mało pomysłów, a np. nauczyciel Einsteina powiedział mu, że niczego wielkiego nie osiągnie;) Buziaki kochana i daj sobie trochę czasu:) A ja egoistycznie napiszę, że czekam na kolejne cudowne wpisy:) Magda
OdpowiedzUsuńNo, nie było, myślałam po cichu, nie zdążyłam zrobić tego po swojemu i to trochę boli. Ale tęsknić nie będę. Przypadki Disneya i Einsteina dają nadzieję:) Wpisy będą, nie wpadłam w czarną dziurę:)
UsuńWszystko ma swój koniec i początek :-) Trzymam kciuki za Ciebie. Być może to jest małym zapalnikiem do Wielkich zmian :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko i głowa do góry :-)
musi być, inaczej to by było kompletnie bez sensu:) dziękuję:)
UsuńJak już nauczysz się szyć, to zatrudnimy Cię w Dotsie :D Wszystko będzie dobrze, masz przecież głowę na karku i wspaniałą rodzinę przy boku. Się trzymaj :)
OdpowiedzUsuńja też wysyłam pozytywną kulę i jestem przekonana, że będzie dobrze! Trzymaj się!
OdpowiedzUsuńKula dotarła, dziękuję:)
UsuńA pomoże jeśli powiem, że właśnie Ty teraz komuś pomogłaś? Też bym mogła podobnego posta popełnić :) Wprawdzie nie o prace się tu rozchodzi, ale o zapuchniętą twarz na pewno. Nawet bloga mi się już pisać nie chce... Przepraszam...nie chciało, bo od jutra to się zmieni :D A teraz lecę do domu i na fitness. Jak trzeba pilnować kroków co by ze stepu nie spaść to nie ma czasu na myślenie ;) Ściskam Cię mocno Kochana :)
OdpowiedzUsuńNie wiem, jak to możliwe, ale cieszę się, że pomogłam. Cokolwiek wywołało Twoje łzy - ściskam równie mocno, trzymaj się! (mam nadzieję, że fitness pomógł, ja też planuję zaczynać teraz każdy dzień gimnastyką)
UsuńPotraktuj to jako cenne doświadczenie, które (jak tylko odpuchną Ci oczy) wrzucisz do worka z całą stertą innych nauczek. Nie ma co się martwić. Głęboki wdech, uśmiech na usta i leć dziewczyno podbijać świat !!!!
OdpowiedzUsuńPowodzenia Ci życzę :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńOczy odpuchły, doświadczenie już w worku, wzięłam wdech, uśmiechnęłam się i lecę - tak jak kazałaś:)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńMnie spotkało to tydz temu, lecz moja firma dala mi wybór. Albo żegnaj albo zostan tylko na najnizszym szczeblu. Przyjelam ten szczebel. Korporacje sa bezlitosne. Mi dalo to kopniaka. Juz dosyć mówienia nie wiem czego chcę, nie chce za pare lat obudzic sie, ze jako 40 jestem wykwalifikowana w sumie w niczym, bo co kilka lat zmieniam prace z przypadku, bo mnie chca, a ja nie wiem w sumie czego chce. Dlatego postanowilam zawalczyć i podążyć za marzeniami. Nie zakladac z góry, ze sie nie uda, ale zrealizować swoj plan i zainwestować w siebie by za pare lat byc niezalezna. By moj synek zobaczyl we mnie odwazna kobiete, a nie ofiare losu. Trzymam kciuki za Twoje marzenia i ich realizacje. Warto postawic czasami na siebie, a teraz masz okazje by ptzekluc chwilowa porażkę w osobisty sukces.
OdpowiedzUsuńDziałamy więc, żeby nasze dzieci były dumne i żebyśmy nie żałowały na jakiś czas, że nie spróbowałyśmy po swojemu!
UsuńWiesz co - po przeczytaniu pomyślałam sobie co bym zrobiła na Twoim miejscu. Najpierw panika - a potem chyba wielka ulga;) Niedługo już będziesz pieprzyć to dokumentnie z góry na dół;) Zazdroszczę Ci bardzo: nie musisz pracować w miejscu, które Ci i tak nie pasowało (jak rozumiem). Możesz teraz właściwie pójść w KAŻDĄ stronę - zrealizować pasje i spróbować w ten sposób zarobić na życie;) Głowa do góry:))
OdpowiedzUsuńTa możliwość jest piękna i odrobinę przerażająca. Ulga jest, ale i poczucie odpowiedzialności. dzięki za kopa!
Usuń...od niedawna tu zaglądam i bardzo mi się tu podoba.Lubię! Zatem w takich okolicznościach otwieram paszczę w komentarzach,bo chciałabym posłać trochę pozytywnej energii-w kwestiach pracowych musi się ułożyć,powodzenia!
OdpowiedzUsuńDzięki za pozytywną energię - doszła:) ujawniaj się częściej, pozdrawiam!
UsuńSlonko mnie zdarzylo sie to 2 razy no moze nie tak drastycznie jak tobie bo zawsze bylo duzsze wypowiedzienie ale takie sa czasy NIESTETY... pracujac w Anglii w finansach skreslono nasze stanowiska 30 osob... za to przyjeto 60 w Rumunii, w ostatniej mojej firmie juz w Niemczech cala nasza grupa tez finanse zostala maksymalnie przesiana... za to powstaly nowe stanowiska w Chinach... pol roku temu w fimie mojego meza po 12 latach ciezkiej pracy po nocach zarzadzajac mega grupa ludzi prawie do burn out-u... zwolnienie, 150 ludzi w jeden dzien! Co za czasy! Nie poddajemy sie! Dasz rade, pozbieraj mysli, jestes super, potecial masz meeeega, zaproponuj sponsoring za pieniazki bo sliczne produkty nie kupisz ani buleczek, pradu tez nie zaplacisz... miec wlasna firme nie jest latwo, praca 7 razy w tygodniu od rana do nocy ale warto... pomysl cos w tym kierunku, sciskam i 10000000% wiem co czujesz! przeszlam/przeszlismy przez to jak widzisz 3 razy i nie dlatego, ze bylismy pracownikami do niczego... takie sa czasy... nie wazna jest jakosc tylko ilosc i cena:-((( Buziaki Syl
OdpowiedzUsuńDzięki wielkie za słowa otuchy, widzę, że rzeczywiście niemal każdy ma jakieś podobne doświadczenie i miło patrzeć, jak wspaniale sobie radzicie. Muszę tylko sprostować, że to nie odbyło się drastycznie, zwykłe zwolnienia, mam teraz trzy miesiące płatnego wypowiedzenia i w zasadzie wszystko odbyło się bardzo kulturalnie. Musi być dobrze, dziękuję raz jeszcze - buziaki!
Usuńcoś się kończy, coś się zaczyna... :)
OdpowiedzUsuńUff - dotarłam :-) przeczytałam wszystko od lipcowej deski do deski bieżącej. Blog jest cudny <3 Twój dom jest piękny, od córy szczęście bije nawet przez monitor, a w rodzinie radości, co nie miara. Miło było patrzeć (czytać?) jak zaczynasz inaczej patrzeć na to co Cię otacza, jak zaczynasz cieszyć się małymi rzeczami. Małe szczęścia to jest to! Ja też od jakiegoś czasu zaczęłam pojmować świat według zasady "nie ignoruj drobnostek, bo to one składają się na doskonałość". Mam ciepły dom, kochającego Męża, czarną, rozpieszczoną Kotkę, milion pomysłów na mieszkanie i zdecydowany brak miliona w portfelu. Ale jest śmiech i jest cudnie :-) Kochana, potraktuj czas, który Ci dano jako moment na rewolucję w życiu. Może to dobry czas na przygotowanie do spełnienia marzenia - małe białe bistro z wielkim ekspresem? ;-) Chętnie wpadłabym tam na pyszną kawę i tartę z figami, przy okazji wizyty w Trójmieście :-) Tylko nie zaniedbuj bloga, bo odwalilaś już kawał dobrej roboty! Trzymam kciuki:-)
OdpowiedzUsuństrasznie mnie cieszę takie wpisy, nie wiem, jak można przez to tak ciurkiem przebrnąć:) Cieszę się też, że udaje się przemycić mój nowy stosunek do życia - widzę, że mamy podobny! Dzięki za słowa otuchy, nie wiem, czy teraz, ale kiedyś na pewno - wielkie, białe bistro z wielkim ekspresem! Pozdrawiam gorąco!
UsuńTrzymaj się Bejbe! Nic w życiu nie dzieję się bez powodu, może to był znak, że powinnaś zająć się tym co kochasz i lubisz ;) Z taką popularnością bez problemu możesz brać kase, a nie produkty za współprace! Poza tym 3 miesiące to całkiem sporo na rozręcenie bloga i biznesu! Wierzymy w Ciebie! Buzialeeeee
OdpowiedzUsuńhehe, dziękuję, kochana!
UsuńMoja droga! Podczytuję Twojego bloga od paru tygodni i sprawia mi to ogromną frajdę. Jesteś fantastyczną, dynamiczną i optymistyczną osobą. Sprawiasz wrażenie kogoś, kto może góry przenosić, gdyby tylko chciał... Myślę, że tylko zyskasz na tym co właśnie się stało.
OdpowiedzUsuńMnie zdarzyły się zawodowo dwie przełomowe rzeczy - raz zostałam właśnie podobnie jak ty wywalona z roboty na zbity łeb (tak się czułam), a raz odeszłam - jak w filmie - sama z dnia na dzień, nie mając innej pracy ani oferty. W obu przypadkach efekt był taki, że kolejne miejsce okazało się lepsze, bardziej rozwojowe, lepiej płatne. Głowa do góry! Jestem pewna, że tylko zyskasz na tej zmianie, cokolwiek postanowisz. Mam też nadzieję na nadal bardzo regularne wpisy, bo codziennie tu zaglądam. Uściski!!!
Czy Wy wszyscy macie takie historie za sobą?:) wychodzi na to, że byłam ostatnia w kosmosie, której nigdy nie wyrzucono. Fajnie, że się ujawniłaś, dziękuję za miłe słowa, ściskam też!
UsuńWitaj! Zagladam do Ciebie od niedawna, ale czuje, że komu jak komu, ale Tobie ta sytuacja (choc teraz trudna), wyjdzie na dobre! Na pewno nie jest Ci latwo, sama pamiętam, jak czulam sie w podobnej chwili... wiec troche czasu na "żałobę" można sobie dać:). Ale jestem bardziej niz pewna, ze z tej sytuacji urodzi sie cos bardzo dobrego :). Trzymam kciuki!
OdpowiedzUsuńdziękuję za słowa wsparcia i cieszę się, że parę osób (w tym Ciebie) to zmotywowało to wyjścia z ukrycia:)
Usuńaby się rozwijać - trzeba kryzysu. Dezintegracja pozytywna... będzie dobrze!
OdpowiedzUsuńPotraktuj to jako zrządzenie losu. You'll see! :-)))
OdpowiedzUsuńAha, a zanim zaczniesz otwierać te bistra i wypełniać kalendarz ambitnymi zadaniami- odpocznij, Kochana, korzystaj z chwili oddechu. Uściski!
OdpowiedzUsuńPierwszą rzeczą jaką zrobiłam po wylaniu mnie z pracy dosłownie z dnia na dzień bez słowa wyjaśnienia ( to chyba bolało najbardziej) było przemalowanie własnoręcznie połowy mieszkania...potem pierwszy kurs fotografii a następnie otwarcie mojego sklepu internetowego. Minął rok. Nie powiem, zajęło to trochę czasu. Nadal bywa ciężko, liczę się z tym, że będę musiała jeszcze na moment wrócić do wyuczonego zawodu ale... mam teraz cele (sklep to w moim przypadku nie koniec, raczej środek do osiągnięcia ważniejszych etapów). Cele, które kiedyś były tylko nierealnymi marzeniami. Cele, które małymi kroczkami osiągam. Myślę, że bez tego co mnie spotkało nadal nie miałabym odwagi i czasu na rozpoczęcie tej nowej drogi. Trzymam kciuki za Twoje marzenia Agnieszko.
OdpowiedzUsuńPs. bardzo lubię tu do Ciebie zaglądać :) jest tak jakoś inaczej, tak po Twojemu... super
Pozdrawiam
Joanna
Właśnie znalazłam Twojego bloga i mnie pochłonął. Zostaję. Ja, co prawda, pracy nie straciłam, ale zdaję sobie sprawę, że najpierw wali się świat, a potem zaczyna się prosta... Masz tyle dobra w sobie, tyle smaku, elegancji, mądrości, że dasz radę. Ja będę stać z boku i bardzo kibicować.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
aśka
Kurde Polka, mnie wywalono z pracy z dyscyplinarką i mobbingiem - nie przejmuj się bardzo - czas leczy rany :-)
OdpowiedzUsuńA teraz się uczę na koszt Państwa Szwedzkiego
To jeszcze ja się odezwę...wczoraj spotkało mnie to co Ciebie, wywalili mnie z pracy ech, a najśmieszniejsze, że tej pracy już nie lubiłam, ale nie miałam odwagi przerwać sama tej wegetacji. Czytuję Twojego bloga i trochę jakbym czytała siebie. Pod koniec zeszłego roku po długiej przerwie zawzięłam się i zrobiłam w końcu prawko, nawet dodałam komentarz pod Twoim postem. Teraz początek roku i taki kubeł zimnej wody na głowę. A żeby jeszcze wczoraj było mało, moja 2,5 letnia córeczka wybiła sobie górna jedynkę, myślałam że padnę. Gdyby to był grudzień to bym napisała, żeby ten rok się już skończył, ale że to dopiero styczeń to staram się myśleć, że nowy rok to nowe możliwości i szanse. Życzę Tobie i sobie siły i powodzenia w szukaniu nowej ścieżki:) Pozdrawiam ciepło. Ola
OdpowiedzUsuń