Dla wielu codzienność, banał i oczywistość. Wstajesz, ubierasz się, wychodzisz z domu, wsiadasz do samochodu, przekręcasz kluczyki w stacyjce, zapinasz pasy i jedziesz. Słuchasz radia, dłubiesz w nosie, sprzęgło, biegi, gaz - rutyna. Są Was setki tysięcy. Mijając na ulicy ludzi takich jak ja, nie zwracacie na nas uwagi, nie zdajecie sobie pewnie sprawy z zazdrości, z jaką nas Was patrzymy. My, użytkownicy komunikacji miejskiej, my, pierdoły i dupy wołowe, bez prawa jazdy i bez samochodu. Marznący na przystankach, moknący w drodze na nie, tłoczący się w autobusach, czekający na kolejkę. My, tragarze, niosący do domu siaty z żarciem, torby, torebki, laptopy i dzieci. Przeklinający w myślach, wkurwieni od samego rana na cały świat, na deszcz, na śnieg, mróz, na kałuże, na brak drobnych na bilet, a tak naprawdę to na siebie.
Postanowiłam wypisać się z tej bandy już ponad pięć lat temu, idea bycia kierowcą pociągała mnie tak bardzo, że pomagała wstawać bladym świtem i cisnąć o 6 rano na jazdy. Było fantastycznie, za kierownicą czułam się jak młody Bóg, frajda gigantyczna. Pierwszy oblany egzamin bolał, po drugim cierpiałam, po trzecim obraziłam się na instytucję prawa jazdy na pięć lat. Mój kujoński umysł nie akceptował, że pierwszy raz w życiu czegoś nie zdałam. Przez ten czas mój kompleks autobusiary nabrzmiał do takich rozmiarów, że nie wiem, skąd znalazłam w sobie siłę, żeby tej jesieni ponownie udać się na kurs. Przez poprzednie lata marzyłam o tym, a nie mogłam, strach przed porażką paraliżował mnie, a jednocześnie coraz trudniej było mi bez prawka żyć. Coraz częstsze wyjazdy pana małżonka, długie dojazdy do pracy, żałosne próby zorganizowania nam z młodą weekendowych wycieczek tramwajem...czułam się jak człowiek drugiej kategorii, który na własne życzenie nie korzysta z banalnej, dla większości oczywistej wygody przemieszczania się samochodem.
Ten przydługi wstęp jest po to, żebyście zrozumieli, o co ten hałas, skąd moja duma i niedowierzanie, dlaczego od wczoraj unoszę się metr nad ziemią. Tak, otóż tym razem zdałam, za pierwszym razem, nie popełniwszy na egzaminie nawet jednego błędu. Jeszcze nie do końca w to wierzę, że za chwileczkę, za momencik mój nabrzmiały kompleks całkiem już zniknie. Będę wstawać, ubierać się, wychodzić z domu, wsiadać do samochodu, przekręcać kluczyki w
stacyjce, zapinać pasy i jechać. Słuchać radia, dłubać w nosie,
sprzęgło, biegi, gaz - rutyna. Stanę się jedną z setek tysięcy. Postaram się zwracać na Was uwagę, choć to i tak nic nie da, drogie pierdoły i dupy wołowe. Trzeba działać, zamiast marzyć i patrzeć na jezdnię jak dziecko na cukierki przez szybę sklepu. Zamiast psioczyć od samego rana na cały świat, na deszcz, na śnieg, mróz, na kałuże, na brak drobnych na bilet, a tak naprawdę to na siebie, trzeba wziąć dupę w troki i zrobić to.
Wyidealizowałam sobie to prowadzenie samochodu przez ostatnie lata, stąd te opalone piękności z rozwianym włosem na zdjęciach poniżej. Nie martwcie się, wiem, że prawo jazdy nie wydłuży mi nóg, ani że nie pohulam w styczniu w szortach, codzienność kierowcy w kraju postkomunistycznym, w strefie klimatu umiarkowanego to jednak korki w deszczu i dziury w jezdni. Ja i tak będę się cieszyć z prowadzenia samochodu jak te wszystkie laski, choć w długich spodniach i w deszczu, choć po wodę i kartofle do sklepu, a nie na babski roadtrip. Już widzę oczami wyobraźni, już czuję tę wolność, przez łąki, przez pola pędzi fasola normalnie.
Dziś czuję, jakbym mogła wszystko, wygrałam sama ze sobą, rozpiera mnie duma i radość.
Ale będzie pięknie!
aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!
:)))) Gratulacje! Pamiętam ten dzień (7 lat temu), jakby był wczoraj. Teraz to już tak, jak napisałaś - za kierownicą dłubię w nosie. I wychwalam pod niebiosa dzień, kiedy mój mąż wykopał mnie siłą na kurs.
OdpowiedzUsuńAgnieszko, to samo przezywalam 5 lat temu :))) a dzis, po tych 5 latach, CODZIENNIE czuje sie jak królowa zycia, kiedy przekrecam kluczyki w moim autku. A mojego pana instruktora kocham miłością czysta, ze mnie tego nauczył :) a wiec jak tylko odbierzesz prawko, wiadaj i jedz! Na początku pewnie 40km/h ;), ale to nic. To boginiczne odczucie pojechać po raz pierwszy sama przez miasto.
OdpowiedzUsuńNo to wieeeeeeeeeeeelkie gratulacje :D:D:D i have fun za kolkiem ;))
OdpowiedzUsuńDzięki, dziewczyny, widzę, że nie tylko ja przeżywam to tak straszliwie:) mam wrażenie, jakbym otwierała nowy, lepszy rozdział w życiu. Baby za kółkiem rulez!!!
OdpowiedzUsuńCongratulations :D powiem w sekrecie, że ten czas w samochodzie kiedy jadę sama do pracy (po odwiezieniu córki do szkoły odległej o jakieś 20km) to najspokojniejsza część dnia ;) Tylko ja i chili ZET ;) Niektórzy uważają, że to starta czasu...a ja wcale nie :)
OdpowiedzUsuńGratulacje :) Brawo nie za to, że zdałaś, a za powrót! :) Pozdrawia, ta codziennie jeżdżąca od wielu, wielu lat samochodem ;) ps. a ja zawsze patrzę na tych w tramwaju i mówię, ale Wam fajnie, nie musicie stać w korku :D
OdpowiedzUsuńSerdeczne gratulacje! Ja patrzę na ludzi w autobusie i myślę - ale wam fajnie, możecie w spokoju poczytać ksiązkę :D
OdpowiedzUsuńGratulacje:) a tak z innej beczki - poszukuję prezentu dla siedmiolatki. Jako kreatywna Mama może podpowiesz co mogę zakupić chrześniaczce, żeby była gwiazdkowo-zadowolona :) ? Niestety jako Mama 3 miesięcznego synka, nie wiem co preferują damy w tym wieku:)
OdpowiedzUsuńGratulacje, ja zdałam za pierwszym razem, ale niestety rzadko jeżdżę samochodem. Brak własnego autka. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńWitaj, czytuje Twój blog codziennie, a najnowszy post to jakbym sama napisała. 2 tyg temu zdałam prawo jazdy,6 lat temu oblalam i też się obraziłam na cały świat, a teraz tak mnie przycisnęło, tak się wkurzyłam że się ruszyć z domu z dzieckiem nie mogę, że się udał i to za pierwszym razem. Tym lepiej znam Twoje uczucie dumy i szczęscią. Gratuluje:) Pozdrawiam Ola
OdpowiedzUsuńo jaaa, identycznie rzeczywiście! Gratulacje! :)
UsuńGratulacje! Aczkolwiek często patrzę z tramwaju na samochody stojące w korku i myślę sobie, że straszne z tych kierowców "pierdoły i dupy wołowe", że nie decydują się na spacerek czy przejażdżkę komunikacją miejską :)
OdpowiedzUsuńpewnie masz rację, posiadacze samochodów robią się z czasem zbyt wygodni, ale mam nadzieję, że rozumiesz, że pierdołami nazywam tylko tych, co uwięzieni w swoich ograniczeniach, nie każdego pasażera tramwaju:)
UsuńGratulacje;-) wiem jak się czujesz, ja swoje wymarzone 'prawko' zdałam ponad dwa lata temu i ja i mój 'brum brum' jesteśmy od tego czasu nierozłączni ;-) oczywiście, już 10 lat temu robiłam pierwszy raz prawo jazdy - wtedy jeszcze młoda duszyczka, miała takiego stracha przed egzaminem, że w końcu do niego nie podeszła, przez następne lata plując sobie w brodę;-)
OdpowiedzUsuńsuper, też się z moim przyszłym skleję na amen...oby jak najszybciej teraz kupić, już nie mogę się doczekać:)
Usuńoj kochana :) zazdroszczę :D ja po dziś dzień czekam na mój mandat za szybka jazdę ;P
OdpowiedzUsuńcały czas słyszę od mojego boja..oj kiedyś zapłacisz za to! ;P Ale co ja poradzę,
jeśli nie umiem się powstrzymać jeśli widzę, że ktoś mnie wyprzedza ;P
Piracie drogowy ty! :) pewnie jeszcze nie do końca, ale trochę to rozumiem , ależ mnie prawa stopa świeżbiła, jak pyrkałam po mieście 30-tką:) a jazda na obwodnicy - coś wspaniałego!
UsuńBaby rulez:))) Kochana u mnie było tak samo ! nie zdałam 3 razy i obraziłam się na amen. Po 7 latach wróciłam i zdałam za 1 razem. Pamiętam ten dzień jako jeden z najszczęśliwszych dni w moim życiu :) Od razu po odebraniu prawka wskoczyłam na głęboką wodę i jeździłam dużo, po mieście i województwie za co dziękuję bo śmigam z wielką przyjemnością i kocham tą wolność :))) Pozdrawiam i gratuluję!! Uwielbiam twój blog - i cięty język.
OdpowiedzUsuńOla ( naszazyl.blogspot.com)
Widzę, że sporo jest podobnych do mojej historii - czyli, że pora sobie wybaczyć zamiast się dręczyć, ile to czasu zmarnowałam. Dziękuję za miłe słowa (i idę popatrzeć na Was azyl) :)
UsuńJa już też dojrzałam do tej myśli, aby to wkurwienie przekuć w radość:) Gratulacje!
OdpowiedzUsuńDo dzieła, więc! ten sukces wspaniale smakuje, polecam:)
UsuńDla mnie prawo jazdy to bilet do wolności! Geatuluję!
OdpowiedzUsuńdokładnie tak samo to widzę, dzięki:)
UsuńGratuluję. Tak na marginesie to większość tych 'dup wołowych' z chęcią by była na Twoim miejscu ale po prostu nie stać ich na samochód, więc nie ładnie tak generalizować, że się ludziom nie chce działać.
OdpowiedzUsuńJasne, że nieładnie. Ja mówię o takich jak ja - którzy mogą, a nie robią. Ze strachu, z jakichś wewnętrznych ograniczeń, nie nazywam przecież pierdołą każdego pieszego w tym kraju:)
UsuńWłaśnie nad tym myślałam wczoraj. Jak pokonać własną pierdołowatość i w końcu zrobić ten cholerny kurs. Wziąć się w garść, pokonać obawy, że pewnie jak tylko siądę za kółkiem przejadę wszystkich pieszych i na pewno nie zdam, a porażka mnie tylko dobije. Jakoś mi się raźniej zrobiło po przeczytaniu tego postu. Gratuluję prawka i pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńDajesz! Ta radość (i zakładam że już niedługo też wygoda) w pełni rekompensują tę masę czasu, pieniędzy i nerwów, które trzeba zainwestować. Działaj!
UsuńGratuluję! A ja mam od dziesięciu lat prawo jazdy a jeszcze nieaktywowane... zazdroszczę wszystkim, którzy jeżdżą, i nie muszą się prosić - ja mam takiego pietra na samą myśl o jeździe, że nawet nie chcę się przełamywać:( to dopiero pierdoła, co?
OdpowiedzUsuńTy należysz do tej drugiej kategorii pierdół, które mają prawko, a nie jeżdżą. Nigdy Was nie zrozumiem, bo tylko strach przed egzaminem i niechęć do zaangażowania czasu i kasy mnie powstrzymywała:) Trzeba kupić parę jazd i w drogę, do roboty!
UsuńA ą ą! Gratulacje i... podwieziesz mnie do TK Maxxa? ;DDD
OdpowiedzUsuńTak, wciąż należę do tych dup wołowych, co tylko gadają, że w końcu muszą nauczyć się prowadzić auto, a nie tylko się. Do tych, co ciągle proszą swoich mężów "zawieź mnie tu i tam, bo potrzebuję tego i tamtego, pliiiiiz". Do tych, co się czują tak, jakby dobrowolnie wbiły się w arcyniewygodny gorset i zamknęły się w klatce.
Do niedawna jeszcze sobie wmawiałam, że w autobusie mogę czytać. Nie, już nie mogę, bo muszę jedną ręką zatykać nos (sezon leczenia grypy cebulą, czosnkiem i nie chcę wiedzieć czym jeszcze).
No i są audiobooki, w samochodzie też można więc "czytać".
Ok, obiecuję na wiosnę!
I bardzo dziękuję za ten post :)))
Myślę że tym postem parę osób poruszyłaś i może zmobilizowałaś do działania - brawo!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Szkoda że z ćwiczeniami i dietą tak mi łatwo nie idzie :(
OdpowiedzUsuńGratulacje! Ja się przyznam, że zdawałam na prawko hmm, ponad 10 lat temu, i pech chciał, akurat zmienili pytania i mi zabrakło punktu. Szczerze mówiąc, bardzo rzadko brakuje mi prawa jazdy, bo mieszkam w świetnie skomunikowanym miejscu. Ja potrzeba pojechać gdzieś dalej to kierowcą jest zawsze mój mąż, a ja zazwyczaj nie muszę sobie odmawiać alkoholu (zazwyczaj, bo teraz i tak nie piję ;-).
OdpowiedzUsuńP.S. Przyszedł mój aniołek-renifer, jest uroczy i w dodatku ten mi się najbardziej podobał z kolekcji :). Dzięki jeszcze raz!
Tak, to dzień chwały, nie dziwię się Twej radości! A więc szerokości! Patrz w lusterka i nie zapomnij o kierunkowskazach:)))
OdpowiedzUsuńUwielbiam Cię, Aga :D
OdpowiedzUsuńBoże jak ja cie rozumiem...jakbym sama to pisała! Prawko odebrała w lipcu tego roku!!! JupIIII!!!!
OdpowiedzUsuńGratulacje, samochód to największy przyjaciel kobiety!!!!!
OdpowiedzUsuńTylko na litość boską nie dłub w nosie stojąc na światłach.... często widzę takie obrazki i po prostu mam ochotę puścić pawia, czy ci ludzie są przekonani, że są niewidoczni.... ohyda!!!
kiedy pojawił się ten post, byłam w trakcie kursu. jak widać nie ja jedna - po długiej przerwie po pierwszym podejściu, zblokowana psychicznie, z kupą wyimaginowanych problemów - typowa łajza.
OdpowiedzUsuńW ubiegłym tygodniu odebrałam prawko:) i jedyne czego żałuję, to że nie wzięłam dupy w kupę jakieś 10 lat temu:)
daria.
Świetnie piszesz, uwielbiam Cię czytać!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam