Przepis na kulinarną boginię jest prosty. Możesz oczywiście nie skorzystać z tej porady i spocić się jak prosiak wyrabiając drożdżowe, a potem siedem godzin podglądać, czy rośnie. Możesz też piec biszkopty, ucierać kremy na parze, suszyć bezy godzinami, smażyć pączki i co tam sobie jeszcze skomplikowanego wymyślisz. Ja też to czasem robię i wierzcie mi - rzadko wtedy czuję się jak bogini. Zazwyczaj jednak jak spocony kocmołuch z ciastem za pazurami, kremem we włosach i w brudnej kuchni. Jeszcze jak wyjdzie, to czasem efekt wynagradza te dyskomforty. Ale jak drożdżowe nie wyrośnie albo krem się zważy, beza się spali, a zamiast pączków usmażysz kamyczki i w dodatku masz ciasto za pazurami, krem we włosach i brudną kuchnię...wtedy oddalasz się od statusu bogini o milion lat świetlnych.
Ale wróćmy do przepisu na wyrób o smaku niebiańskim i wyglądzie królewskim. Wspominałam już, że jest prosty?
Potrzebnę będą:
1 lub dwa blaty bezowe z cukierni w Skarszewach (tej koło kościoła)
250 g mascarpone
150 ml kremówki
3 łyżki cukru pudru
pudełeczko jeżyn
Z tymi Skarszewami oczywiście żartuję, choć rzeczywiście bezy mają pyszne. Pewnie każde polskie miasto i miasteczko ma jakąś cukiernię z pysznymi bezami - jeśli chcesz zostać kulinarną boginią, wytrop ją. Kupujesz 1 blat do wersji minimalistycznej, dwa - do barokowej, premium, de luxe, czy -jak mawiają sprzedawcy używanych samochodów-full wypas.
Ubij kremówkę, pod koniec dodając cukier puder, wmieszaj ją delikatnie w mascarpone, dodając łyżka po łyżce. Nie miksuj, chyba że chcesz mieć lejącą mamałygę, nie przesadzaj, to mieszanie to już naprawdę cały wysiłek, jaki musisz ponieść. Nałóż ten cudowny krem na bezowy blat - niedbale i z rozmachem, a potem szybko do lodówki. Beza lubi lodówkę, pozwól jej się schłodzić, zmięknąć od kremu, a jemu samemu odpowiednio stężeć. Uprzednio jednak usuń z lodówki walające się luzem: kiełbasy, cebule, łososie, jaja na twardo, mogą mieć zły wpływ na smak i zapach twojej niebiańskiej chmurki. Po co najmniej godzinie wyjmij deser z lodówki, połóż na wierzchu dużo jeżyn, oprósz je cukrem pudrem.
Usiądź, pachnij, przyjmij komplementy, niech rozkoszne jęki i pomruki zleją się w szum, który przyjemnie łechce twoje ego. Nałóż koronę, właśnie stałaś się kulinarną boginią.
Nie czynią jej bowiem krew, pot i łzy, a efekt. To te jęki i pomruki.
Nie zdejmuj korony, do twarzy Ci w niej.
Misja na dziś: wytropić cukiernię!
OdpowiedzUsuńhaha, koniecznie! I włożyć koronę:)
OdpowiedzUsuńa ja wczoraj zrobiłam Twoją tartę ze śliwkami i wyszła boska, mąż był zachwycony, a to pierwsza tarta jaka mi wyszła, dzięki :)))
OdpowiedzUsuńjuhu! Super, bardzo się cieszę!!!
OdpowiedzUsuńLuuuubię to
OdpowiedzUsuńAlez pycha!!! a ja przed kolacja:-))) ;-))) uh smaka mam!
OdpowiedzUsuńDziewczyno, uwielbiam Twój blog! :-) Pomysły i zdjęcia masz świetne, a Twoje barwne, momentami nieco kontrowersyjne teksty to to, co przyciąga mnie tu jak magnes. Nie komentuję na bieżąco, bo wypuszczasz post za postem w tempie błyskawicy, ale czytam regularnie :-) Namówiłaś nie na dynię, jutro robię tartę ze śliwkami. Oczywiście w koronie :-) Pozdrawiam, zapraszam do siebie i życzę cudnego weekendu!
OdpowiedzUsuńO rety, wielkie dzięki za te wspaniałe słowa. Wpadłam w wir i szał i nie mogę przestać, odkrywam na nowo przyjemność pisania. Po latach używania pióra na potrzeby marketingu i PR, przypomniałam sobie, że potrafię też inaczej:) Już szperam u Ciebie, pozdrowienia i smacznej tarty!
OdpowiedzUsuń