Wszystko albo nic - było do niedawna moją dewizą w zakresie odżywiania się. Moje dorosłe życie daje się idealnie podzielić na lata chude i lata tłuste, jestem bowiem bohaterem tragedii pt: "gotować czy głodować?".
Nie znałam kompromisów, półśrodkami gardziłam. Albo żyłam o liściu sałaty albo rzymskie uczty, węglowodanowe orgie, czekolada i zasmażka normalnie. Jak odchudzać się, to tak totalnie, jak jeść - to na bogato! Odchudzałam się często, zawsze od poniedziałku i większość moich zrywów kończyła się koło środy. Czasem udawało się dotrzeć do weekendu, ale przebrnąć bez grzechu przez te wolne dni, rodzinne śniadania, obiady u mamy, winka z przyjaciółmi było nie lada wyzwaniem. Zazwyczaj więc grzeszyłam, by zacząć znów od poniedziałku. A jak już przebrnęłam nie zgrzeszywszy, uuuuu, to już poważna historia się zaczynała. Historia wielkiego głodu.
To nie tak, że idea racjonalnego odżywiania się była mi nieznana. Oczywiście czytałam o tym dziesiątki razy, jestem kompendium wiedzy na temat najczęstszych błędów dietetycznych, co jednak nigdy nie sprawiało, że przestawałam je popełniać. Świadoma, że po kilku tygodniach rezygnowania z wszystkiego, co lubię, w końcu się na to rzucę i tak rezygnowałam, a potem rzucałam się.
Zmęczyłam się, mam dosyć. Zawsze planowałam, że zacznę bez tych skrajności, jak już w końcu będę chuda, że wtedy utrzymam wagę i wprowadzę zasadę "chudo na co dzień, w weekendy małe grzeszki". Ale nie mam już siły czekać aż będę chuda, jest bowiem wielce prawdopodobne, że to nigdy nie nastąpi. Nie uczynił tego Dukan, ani Chodakowska, moja dupa grubo ciosana jest z opornej materii najwyraźniej. Po nie przynoszących szczęścia ani zdrowia, a już na pewno nie urody latach chudych i grubych, muszę wreszcie przyznać, że to był kiepski plan. Bo przecież uwielbiam gotować i lubię jeść, będę się tak miotać w nieskończoność, jak nie zmienię filozofii.
I tak jestem tu, na mojej drodze do złotego środka. Staram się chudo, zdrowo i mało, lecz bez ortodoksji, wiem, że nie mogę przestać gotować dobrych rzeczy, bo będę nieszczęśliwa. Nigdy nie rzucę chleba, więc piekę ten z samych ziaren. Szukam zamienników, odchudzam lubiane dania. Odchudziłam pizzę, wyszło pycha.
Nie jest to może najbardziej dietetyczne
danie, wciąż ma kalorie, tłuszcz i węglowodany, ale znacznie mniej niż tradycyjna, z masą sera czy tłustym salami.
Zaspokaja apetyt na kalorie, pozwalając przyswoić ich znacznie mniej. Jest przepyszna, słonawa, z wyraźnie wyczuwalnym serowym posmakiem, ciasto jest średnie, chrupiące od spodu, wewnątrz puszyste. Dwa kawałki sycą bez wyrzutów sumienia.
Pizza bianca
(proporcje na dwie duże pizze)
Ciasto:
- 7 g suchych drożdży instant (lub 20 g świeżych)
- 2 łyżki oliwy z oliwek z pierwszego tłoczenia
- 1 łyżeczka miodu
- 500 g mąki pszennej (najlepiej chlebowej, typ 850)
- 1 i 1/2 łyżeczki soli
na wierzch:
- 100 g białego, chudego serka naturalnego (użyłam homogenizowanego, odtłuszczonego)
- 100 g fety (u mnie taka pseudofeta z pudełka, wybrałam tę najchudszą 30%)
- 1 żółtko
- kilka łyżek tartego parmezanu
- garść liści świeżego szpinaku
- kilkanaście cienkich pasków cukinii - 1 mała lub pół dużej
Przygotowanie:
- Ciasto: do kubeczka wsypać suszone drożdże i wymieszać z 325 ml ciepłej wody, odstawić na 3 minuty, a następnie wymieszać z oliwą z oliwek oraz miodem. Mąkę przesiać do dużej miski i wymieszać z solą. Zrobić wgłębienie w środku, w które stopniowo wlewać rozczyn z drożdży, jednocześnie mieszając składniki łyżką. Połączyć ciasto w jednolitą masę, ręką uformować kulę i wyłożyć ją na oprószony mąką blat. Wygniatać przez 10 minut.
- gładkie i elastyczne ciasto wysmarować oliwą naoliwionymi dłońmi i przełożyć do miski, przykryć ściereczką kuchenną i odstawić w ciepłe miejsce na 1 godzinę, do czasu aż znacznie zwiększy swoją objętość.
- w międzyczasie przygotować biały sos: wymieszać serek naturalny z fetą i żółtkiem
- obieraczką do warzyw strugać cienkie, długie plastry cukinii
- wyrośnięte ciasto powygniatać pięścią w celu usunięcia pęcherzy powietrza, następnie wyłożyć na blachę wysmarowaną oliwą - rozlepić cienko
- piekarnik nagrzać do 240 stopni lub do maksymalnej temperatury, wierzch ciasta posmarować serkowym "sosem", rozłożyć plastry cukinii, liście szpinaku, posypać po wierzchu parmezanem i jeszcze odrobiną fety
- wstawić do środkowej części nagrzanego piekarnika i ustawić temperaturę na 240 stopni. Piec przez 15 - 18 minut, na złoty kolor
"Moje dorosłe życie daje się idealnie podzielić na lata chude i lata tłuste" + "Historia wielkiego głodu." = mistrzostwo ;-)))) podpisuję się pod tymi słowami w stu procentach.
OdpowiedzUsuńU mnie kluczem do stabilizacji (jako takiej ;p) było zastąpienie odchudzania zdrowym odżywianiem. Brzmi tak banalnie ale jaka różnica :-) Nie liczyć kalorii, tylko koncentrować się na tym co dla nas najzdrowsze. Zmienić sposób myślenia z wyrzeczeń na witaminowe dogadzanie sobie. U mnie taka filozofia naprawdę dobrze działa. A jedzenie super zdrowych rzeczy porównuję do ulubionych perfum - jedno i drugie mnie rozpieszcza i sprawia, że czuję się lepiej :-) Kobiety często bardzo dbają o swój wygląd - nowe ciuchy, spa, fitness,perfumy, ładny dom a zapominają, że zdrowe produkty przyniosą im dużo najbardziej spektakularne efekty w przyszłości. Pozdrawiam ciepło! Iza
Wygląda przesmakowice- lekko, wiosennie i tak kobieco :) Uwielbiam cukinie i bardzo rzadko spotykam pizze z nią właśnie. Masz genialne pomysły kulinarne.
OdpowiedzUsuńUwielbiam sposób w jaki piszesz :) Zawsze mnie rozśmieszasz! Ja też nie potrafię sobie odmówić wielu smakołyków i przestaje z tym walczyć... ewentualnie je "odchudzam", podobnie jak Ty.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Ola
Uwielbiam jak piszesz :) hahah ale się usmiała - cała ja!!!!!!!!! jesteśmy teraz na tym samym etapie, cieszę się, że będę mogła korzystać z twoich przepisów
OdpowiedzUsuńHa na ten przepis czekałam :) Lecę po składniki i zlecam mężowi robotę :)
OdpowiedzUsuńPs. Jesteś mistrzynią świata w trafnej ocenie rzeczywistości hihi. Miałam podobnie, ale od dłuższego czasu jemy zdrowo, sezonowo, zwracamy uwagę na to co kupujemy i z czego gotujemy. Niestety mój tyłek podobnie jak Twój oporny jest na pomniejszanie, już się z tym pogodziłam. A no i zasysa z powietrza niesamowite ilości cellulitu. No ale Zycie jest jedno, nie ma co się katować :)
Pozdrawiam cieplutko :)
jej wygląda znakomicie! jak zawsze świetny post, zdjęcia , tekst:)))))))
OdpowiedzUsuńPrzepis na ciasto podobny ( może taki sam ?? ) jak na "zajebistą foccacię" więc z pewnością wypróbuję . Odchudzone dania to świetny pomysł , muszę się skurczyć ciut do lata a zżarta jestem niesłychanie więc będę zastępować tłuste- chudym , Super zdjęcia !Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNo tak, masz rację, ale czasem trzeba zjećć tłustą prawdziwą pizzę:) Bo ona jest prawdziwia i żaden chudy zamiennik jej nie zastąpi.Może próbować, ale i tak mu nie wyjdzie.
OdpowiedzUsuńDupa grubo ciosana hehe jesteśmy z tego samego drwa :P
OdpowiedzUsuńNarobiłaś apetytu, a siedzę wygłądniała w bibliotecę i pisze pracę magisterską... eh...
OdpowiedzUsuńJa też uwielbiam domową pizzę :) I piekę dość często, choć bez przesady ;) W moim przepisie jest jeszcze jajko.. :)
OdpowiedzUsuńzrobiłam ją. mimo, że miałam pewne obawy.. jak to biały ser?! ale ponieważ już kilka przepisów z Twojej strony użyłam (boskie lody chałwowo-kokosowe!!) nie miałam wątpliwości, że zaskoczy mnie pozytywnie. i miałam racje. jest rewelacyjna. RE WE LA CY JNA!! dziękuje za ten nowy smak. zmienił moje zycie :)
OdpowiedzUsuńPod tym postem pewnie podpisze się wiele kobiet, które dzielą Twoją historię. I ja się podpisuje. Ostatnio wyrzuciłam z szafy całe sterty ubrań, które czekały aż wreszcie schudnę. Lżej mi :) Pizza oprócz tego, że piękna, to z pewnością bardzo smaczna. Ja bym dorzuciła jeszcze czosnek, bo pizza bez czosnku to nie pizza.
OdpowiedzUsuń