poniedziałek, 4 listopada 2013

thank God for Sundays and husbands

Lubię dni, kiedy nic nie muszę. Rzadko udaje mi się uwolnić od tego wewnętrzego głosu, który każe w kółko coś robić. Zazwyczaj lubię być w ruchu, gdy coś się dzieje, a jak się nie dzieje, sprawiam, by zaczęło. Wczoraj celebrowałam "nic nie muszenie", snułam się po domu, prawie milcząca, dostałam śniadanie, dostałam obiad, Zosia malowała, układała, budowała rakietę nie ze mną. Ja układałam gipsówkę w dzbanku, odcinałam gałązka po gałązce, zamyślona i nieobecna. Wyjęłam z kosza lampki, rozwiesiłam w kuchni, zrobiło się ciepło i jasno. Nie, że Święta czy coś, zawsze jak robi się szaro i ciemno na świecie, wyciągam lampki. Chowam dopiero po letniej zmianie czasu, jak skumam, że od miesiąca ich nie włączałam, bo jest już jasno. Kawa, herbata, kolejna kawa, kolejna herbata, gazety, internety, później powrót do rzeczywistości i planowanie tygodnia, bo od jutra znowu będę musieć. Dobrze jest mieć kogoś, kto czasem przejmie pałeczkę i pozwala odetchnąć, dla higieny psychicznej za długo przycinać gipsówkę. Fajnie jest nie musieć odpowiadać na za dużo za trudnych pytań, nie gotować, gdy mi się nie chce. 

Jak dobrze, że są niedziele, jak dobrze, że są mężowie.

...


I like days when I don't have to do stuff. I rarely manage to free from the inner voice that tells me to do things all the time. I usually like to be active, when there's a lot going on, and when there's not, I make things happen. Yesterday I celebrated not having to do stuff, I mooned around the house, almost silent, I was served breakfast and dinner, Zosia was painting, playing and biulding a rocket not with me. I arranged gypsophylia in a jug, cutting spray after spray, absent and pensive. I took out the lights and put them up in the kitchen, it became warmer and brighter. Not that it's Christmas time already or anything, when it becomes grey and dark, I always take out the lamps. I put them back only after the summer time change, once I realize it's bright again. Coffee, tea, another coffee, another tea, newspapers, internet, later a comeback to reality and planning a week, starting from tomorrow I will have to do stuff back again. It's good to have someone who fills in for you once in a while and lets you catch your breath, who lets you cut gypsophilia sprays for a too long just to regain mental hygiene. It's good not have to answer too many too difficult questions, not having to cook when I don't feel like.

Thank God for Sundays and husbands.








5 komentarzy:

  1. świetny klimat muszą tworzyć te lampki <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no, wieczorem się cudnie robi, jestem gotowa na zimę już:)

      Usuń
  2. Cudnie jest tak nic nie robić, też marzy mi się taki dzień, ale pewnie jeszcze z rok muszę na to słodkie lenistwo poczekać...
    Czaję się na te lampki gwiazdki od zeszłego roku, bo są śliczne! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czemu aż rok, masz małe dziecko czy co? Jedne i drugie lampki są z IKEI, sprzed paru lat już.

      Usuń
  3. Zgadzam się z Twoimi przemyśleniami. Udanego poniedziałku, pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń