Wieje dziś tak, że nikt mnie na dwór nie wygoni. Świat ma szary kolor, siedzę w przy kuchennym stole, obserwuję łyse czubki drzew. Kawa z piernikowym syropem i urokliwe światło lampek dodają mi otuchy, odgradzają mnie od tej szarości i wichury świetlistą, ciepłą, kojącą barierą. Przy moim kuchennym stole jest bezpiecznie i jasno, pachnąca korzeniami zawartość filiżanki rozgrzewa i tuli mnie od środka. Czy właśnie stałam się jak te znienawidzone supermarkety z "Last Christmas" z głośników dzień po Zaduszkach? Czy popełniłam właśnie taki przedświąteczny falstart?
Zasadniczo jestem przeciwna dekorowaniu witryn sklepowych Mikołajami natychmiast po usunięciu z nich Halloweenowych dyń. Nie popieram rozpoczęcia sprzedaży bombek 3-go listopada, a także nie jestem fanką słuchania "christmasów" w hipermarketach natychmiast po tym, jak z drzew opadną liście. Zgadzam się z wszystkimi, którzy ubolewają nad komercjalizacją Świąt i straszą, że niedługo choinki w galeriach handlowych staną już we wrześniu. Nie popieram i jestem przeciwna. Co jednak począć z tym nieszczęsnym listopadem, gdy jest się tak bardzo niecierpliwym oraz absolutnie niepoprawnie i romantycznie uwielbia się Święta? Co ustawić na komodzie, gdy zgniją wszystkie malowane dynie?
Uważam, że ta motywacja szczera i głęboka jest usprawiedliwieniem dla wprowadzenia lekko pachnących już Świętami dekoracji. W przeciwieństwie do motywacji handlowej rzecz jasna. Robię sobie klimat przedświąteczny, z naciskiem na PRZED. Oznacza to, że nie mam jeszcze choinki, wieńców z igliwia, nie wieszam bombek, ani dmuchanego Mikołaja na balkonie. Ja sobie tylko zawiesiłam trochę lampek i kilka leśnych stworów, przyniosłam naręcze szyszek - są tak nieoczywiście przedświąteczne. Znalazłam sobie ten dekoracyjny leitmotiv na przetrwanie. Jezu, jak mi dobrze w tym moim świetlistym lesie.
Pławiąc się w tej domowości pozdrawiam Was serdecznie,
Ciepłe kluchy.
♥
Leśne zawieszki od House Doctor i piernikowy syrop Nicolasa Vahe kupiłam w sklepie
no pięknie! czy falstart to sprawa dyskusyjna bo jak kto tam lubi :) u nas jeszcze liście się żółcą na drzewach i świeci słonko - zdecydowanie nie świateczna aura! dla mnie, jak zawsze zresztą, dopiero grudzień będzie pod znakiem bombki i mikołaja.
OdpowiedzUsuńNo tak, jak liście na drzewach to jakoś tak głupio. Dla mnie niby zwykle też, ale musiałam, no musiałam się jakoś ratować przed tą szarzyzną. Zazdroszczę angielskiej aury!
Usuńnie ma czego zazdrościć bo pamiętaj, że tutaj pada milion razy częściej niż w Polsce :) ja zazroszczę ci pięknych sówek :)
Usuńklimat PRZEDświąteczny - jestem zdecydowanie za :) chociaż muszę przyznać, że kusi mnie już wyciągnięcie kubków w renifery (ale to raczej przez ich idealną wielkość i kształt na herbatę na jesienne wieczory ;))
OdpowiedzUsuńwyciągnij sobie, a co tam - leśna zwierzyna to dobry motyw na ten przejściowy okres:)
UsuńA mnie się tam podoba. Grunt to stworzyć sobie taki klimat, jaki pozwoli bez uszczerbku jakoś przeżyć tę szarugę za oknem :) Pozdrowienia z wietrznej Gdyni ;)
OdpowiedzUsuńYou're sooo right! ;-)
OdpowiedzUsuńPięknie u Ciebie, tak nastrojowo.
OdpowiedzUsuńTrzeba się jakoś ratować!:)
OdpowiedzUsuńTrzy lata temu zdziwiło mnie bardzo, gdy dokładnie 3 listopada weszłam do centrum handlowego i zobaczyłam sklepy pełne ozdób świątecznych. Wtedy był szok. Dziś? Chyba przyzwyczaiłam się ;)
OdpowiedzUsuńDelikatne ozdoby świąteczne w listopadzie, czemu nie? U Ciebie jest pięknie!
Ja się na razie mentalnie przygotowuję i bardzo mocno się hamuję, żeby już nie wieszać gwiazdek i innych ozdóbek. Włożyłam orzechy do szklanej wazy i obwiązałam czerwoną wstążką i na razie tyle mam ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
http://bloggroszkowej.blogspot.com/
To absolutnie nie falstart. Pięknie klimatycznie, ale jeszcze nie świątecznie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)