Po co komu dzieci? Lista powodów, dla których nie przestaje mnie zadziwiać, że ludzie bogatego Zachodu mimo wszystko nie przestają się rozmnażać jest długa. Dzieci zabierają nam wolność (rozumianą jako egoistyczna swoboda robienia tego, co, gdzie i kiedy się chce), przesuwają nasze potrzeby na drugi plan, wywracają życie do góry nogami. Przynajmniej na jakiś czas odbierają lub bardzo ograniczają możliwość nocnego szwendania się po knajpach, spontanicznych podróży, systematyzują i podporządkowują życie swojemu rytmowi, ujmując mu jednak szczyptę szaleństwa. To czasem boli, tak jak boli skok na brzuch w niedzielę o 5 rano i towarzyszące mu głośne nawoływania do zabawy. Dzieci robią kupę (czasami dużo kupy), płaczą, wrzeszczą, brudzą, niszczą - niektóre częściej, inne rzadziej, zgadza się, ale wszystkie przynajmniej od czasu do czasu płaczą, wrzeszczą i niszczą, a już z pewnością wszystkie robią kupę. Dzieci trzeba karmić, myć, przebierać, zabawiać, opatrywać im rany, bawić się...mogłabym tak wymieniać i wymieniać. Podsumuję tylko: dzieci to naprawdę niezłe zamieszanie, masa obowiązków, małe, rozbiegane pępki świata, wokół których wszystko zaczyna się kręcić wraz z ich bolesnym przyjściem na świat.
To przyjście to materiał na osobną historię, każda z nas, matek, nosi w sobie mniejszy lub większy koszmarek związany z przeciskaniem się tego stworzenia rozmiaru arbuza przez otwór wielkości cytryny. Nie będę tu robić z siebie cierpiętnicy, bo w końcu wszystkie matki przez to przechodzą, powiem tylko tyle: to jak śmierć i odrodzenie. Fizycznie - bo rzeczywiście wiele kobiet czuje podczas porodu, że śmierć jest blisko (ze mną włącznie), by potem odrodzić się ze spuchniętą, różową kluską u boku, do której ktoś zapomniał dołączyć instrukcję obsługi. By odrodzić się w nowym ciele, krwią i mlekiem płynącym, ze smutno pustym brzuchem, w którym przed chwilą siedziało jeszcze to dziecko, niczym larwa w przyciasnym kokonie. Śmierć i odrodzenie odbywają się też, a może przede wszystkim, w wymiarze emocjonalnym i psychologicznym. Kimkolwiek byłaś i cokolwiek robiłaś przed ciążą - już nigdy nie będziesz tą samą kobietą, teraz już ZAWSZE będziesz (przede wszystkim lub między innymi) MATKĄ. To spory gwałt na tożsamości, uważam. No niby masz te 9 miesięcy, żeby to tego przywyknąć, ale i tak czujesz się jak inny człowiek. Trochę rozumiem ludzi po drastycznych operacjach plastycznych - ja też gapiłam się w lustro i pytałam "kim jesteś, kobieto?", oglądałam stare zdjęcia jak pacjent z amnezją, któremu rodzina stara się przywołać wspomnienia, w głębi duszy pytając "to naprawdę ja?". Proces odrodzenia to ponowne składanie wszystkich elementów tożsamości do kupy, jak układanie puzzli, których wydaje się, że jest jakoś za dużo, ale z czasem dla każdego znajduje się miejsce w układance.
Ale wracając do tematu: po co komu dzieci? Śpieszę odpowiedzieć, że mimo, że to niezły bajzel, dzieci służą do: znajdowania biedronek, wąchania, rysowania taty z cyckami, głaskania, zadawania trudnych pytań, noszenia na rękach, chichrania, całowania, przyłażenia w środku nocy, przytulania, gilgotek, zbierania kwiatów i badyli, gadania głupot, przyjemne są podczas wspólnej kąpieli, miło się z nimi zagniata ciasto, zbiega z górki na pazurki, jeździ wózkiem po wielkim sklepie, zrywa poziomki. Dzieci są do kochania.
Posiadanie dziecka, jak wszystko w życiu, ma jasną i mroczną stronę. Ponieważ dzieci wrzeszczące i wkurzone, te wszystkie kupy i bajzle są niefotogeniczne, popatrzcie sobie na tę niereprezentatywną dla wszystkich odcieni rodzicielstwa próbkę. Założę się, że kto nie ma dziecka - to zachce, kto ma jedno-zachce dwoje itd. Przyznać się:)
source: pinterest.com
Orety! Zapowiadało się ostro, ale byłam pewna że w końcu trafię na "mimo że" :) Jeszcze dziecka nie mam, ale powiem szczerze: zawsze było i zawsze będzie to moje największe marzenie :)
OdpowiedzUsuńhttp://www.youtube.com/watch?v=7Onzvk_6Jg4 - znasz? :) <3
o, proszę bardzo na temat piosenka, nie znałam tego. Wiadomo, musiałoby być "ale", nic nie jest czarno-białe, budowałam tylko napięcie:)
OdpowiedzUsuń