Już nie da się dłużej udawać, że mamy pełnię lata. W mieście jeszcze może da się utrzymać pozory, ale wieś na każdym kroku krzyczy, że to już prawie koniec. Szarobure zaorane pola zamiast szumiących łanów zboża, chłodne poranki, wyschnięte badyle przy drodze...smutnawy ten krajobraz. Staram się pocieszać myślą, że oto pomidory są w szczytowej formie, że w sumie wciąż biegam w japonkach i skisły odcień zieleni to jednak wciąż zieleń. Otuchy dodają stragany pełne śliwek i renklod, dynie i patisony już niedługo zaczną się ładnie komponować z kolorem świata i w sumie jesień też jest całkiem malownicza. Ale co począć, gdy pojawia się ten wewnętrzny smutek, jak wtedy, kiedy wiesz, że zaraz trzeba będzie się pożegnać z kimś bliskim i ukochanym? I choć Lana śpiewała do faceta, mam ochotę zawołać do lata jak ona: "kiss me hard before you go", bo mam dziś taki trochę "summertime sadness".
...
You can no longer pretend that the summer is in full bloom. Perhaps the cities may still keep appearances, but the country shouts from every corner that this is almost the end. The grey soil instead of soughing fields of grain, cool mornings, dried stalks by the road...the landscape became a bit sad. I try to think that tomatoes are in top form now, that I acctually still wear flip-flops and that this rotten shade of green is still a shade of green. The stands at the greengrocers', full of plums and greengages cheer me up a bit, pumpkins and patisons will soon match the surrounding nicely and in the end - autumn is quite picturesque too. But what can you do when this inner sadness appears like before a farewell with a close and loved one? Although Lana sang it to a guy I feel like calling the summer like she did: "kiss me hard before you go", for I have a small "summertime sadness" today.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz