małżeński rozejm w pięknym stylu

Włączyć Trójkę i postawić wodę na kawę, nie stawiając radia na gazie  - napisałam kiedyś o tym, co najtrudniejsze w naszych porankach. Włączanie radia to bowiem moja pierwsza poranna czynność, a redaktorzy porannego "Zapraszamy do Trójki" to głosy, bez których nie ma dla nas domu.
Oni mieszkają z nami: Marcin Łukawski i Krystian Hanke jedzą z nami śniadania w tygodniu, burczy Mann - znaczy się, że już piątek, w sobotę Michniewicz z gracją tłamsi polityków. Mogłabym tak długo, jesteśmy oboje totalnie zboczeni na punkcie tego radia, słuchamy w domu i w samochodzie, w pracy przez internet, słuchaliśmy mieszkając w Anglii i w Danii. Takie zboczenie niby, a pyrkało na kuchennym parapecie do niedawna jakieś stare badziewie. Retromaleństwo, upolowane kiedyś za grosze na allegro, mało efektowne dźwięki to to wydawało. A gdy do sobotniego sprzątania potrzebowaliśmy jakiś bardziej skoczny akompaniament, odpalaliśmy playlisty z laptopa. Ta prowizorka musiała się skończyć, nadszedł czas walki na argumenty. 

Walki, bo ja muszę mieć pięknie i retro, w klimacie kuchni i pozostałych sprzętów, pan mąż chciał, by było funkcjonalnie, niezawodnie, szukał dobrej jakości i innych nudnych parametrów. Sądziłam, że stare retromaleństwo zostanie z nami na zawsze, bo wszystkie oldschoolowe, pastelowe radyjka były odrzucane ze względu na wątpliwą jakość, nieznaną markę, mało nowoczesne właściwości i że w ogóle nie wydamy paruset złotych na jakąś atrapę radia, tylko dlatego, że musi być retro i pastelowo. Okazało się jednak, że będzie rozejm, że istnieje radio dla nas - estetki i pana porządnego, i  że ono w dodatku jest bardziej retro niż wszystkie inne razem wzięte. Miniradio Philips jest inspirowane oryginalnym radiem z 1955 roku - Philetta „254”, które w tamtych czasach robiło furorę prostym wzornictwem i krystalicznie czystym dźwiękiem. 

Dla mnie - jego kremowy kolor i cudowna, prosta bryła w stylu vintage, idealnie komponująca się z kuchennymi retrosprzętami: lodówką, wagą, emaliowanymi garnkami i puszkami. Dla niego - dobra marka gwarantująca jakość i gadżety: stacja dokująca do iPhone'a, proste puszczanie muzyki z telefonów czy iPoda, złącze Lightning i inne zalety, które nie będą Was pewnie interesować, ale Waszych facetów już tak. Dla nas obojga - świetne brzmienie, czyste i mocne, potężne basy, wspaniałe poranki z Trójką i skoczne sobotnie porządki.

Okazało się przy okazji tych poszukiwań, że Philips Sound ma świetne wzornictwo, jakie piękne oni mają te radia i słuchawki! Zapragnęłam mieć komplet - na czas bycia kurą domową to radio, na czas wyjścia z domu nie przyznaję się, że jestem gospocha. Te hipsterskie słuchawki odmładzają mnie, ich uliczny styl odejmuje mi lat, a świetny dźwięk izoluje mnie od niechcianego szumu. Tęskniłam za tym muzycznym filtrem, który pozwala zatopić się we własnym świecie. Tymczasem jednak zatapia się młoda, odkryła frajdę puszczania muzy z telefonu i szpanuje, hipsterka mała.