czwartek, 20 lutego 2014

cyfrowy detoks, wstydliwe wyznanie (i pani Ming)


Ostatnio piszę rzadziej, robię sobie takie małe, cyfrowe detoksy. Inna sprawa, że jestem lekutko nie w formie, ale prawda jest taka, że stęskniłam się też troszkę za offline'm. Jak zdasz sobie sprawę, że częściej jesteś na fejsbuku niż na spacerze i częściej sprawdzasz maila w komórce niż gadasz z mężem, to wiedz, że coś się dzieje.
Jeśli nie możesz zasnąć bez szybkiego sprawdzenia instagrama, a siedząc na kibelku przepinasz małe kotki na Pintereście, wiedz, że potrzebny Ci detoks.

Jak już poszłam w ten ton samokrytyczny, jak już jestem przy wstydliwych wyznaniach, wyznam Wam coś jeszcze, choć bardzo się wstydzę: odkąd mamy Zośkę zdarza się, że tygodniami mój jedyny kontakt z literaturą to wieczorna bajka. Wstydzę się, bo kiedyś połykałam, żarłam książki, nie czytałam; jedna za drugą, do matury miałam obcykany cały współczesny, światowy kanon. Na studiach mimo konieczności brnięcia przez tony socjologicznych gniotów, zawsze znajdowałam czas na beletrystykę. Jako pracująca, blogująca, dzieciata trzydziestolatka zaczytuję się Brzechwie i Tuwimie, najgłośniej śmieję się przy "Mikołajku", a literacką grozę znajduję w "Gdzie jest moja czapeczka?". Choć rozumiem, że na wszystko nie starcza czasu i sił, smutno mi, że nie umiałam porzucić sprzątania, zaprzestać depilacji, zaniechać gotowania, a książki owszem - porzuciłam. Tęskniłam. Za życiem wciągającymi historiami, za dalekimi krajami, za zamierzchłymi czasy, za nową wiedzą, za ciekawostką, za śmiechem do rozpuku, za wzruszeniem, za zachwytem słowem, za zapachem papieru, za tą chwilą odrealnienia.

Zaczęłam delikatnie, nie przeskoczę przecież z Brzechwy i prasy kobiecej na "Boże Igrzysko" od razu. Zaczęłam krótką powiastką i to był świetny wybór, bo skutecznie podsyciła mój czytelniczy apetyt (już kończę Mendozę). To był świetny wybór także dlatego, że powiastka była dobra. Przeczytałam najnowszą książkę Erica-Emmanuela Schmitta "Tajemnica Pani Ming" i z przyjemnością dałam się wciągnąć dialogom francuskiego biznesmena z pracującą w hotelowej toalecie Chinką (sic!). Z przyjemnością chłonęłam nieprawdopodobne opowieści babci toaletowej  o kolejnym z dziesięciorga dzieci, jednym bardziej niezwykłym od poprzedniego. Tak jak rozmówca pani Ming, szybko zaczęłam podejrzewać starą kobietę o mitomanię (bo kto by uwierzył w możliwość posiadania tylu dzieci w Chinach?). Nie to jednak okazało się najważniejsze, niezależnie od tego, jak bliskich czy dalekich od prawdy, z tych rozmów wynikły bardzo fajne rzeczy.

Ucieczka od rzeczywistości może być dla niektórych terapią. Ja jej nie potrzebuję, ja tęsknię za realem, spadam więc offline, Mendoza czeka. Mam też parę ważnych rozmów do nadrobienia.








Polecam Wam "Panią Ming", a polecenie to nie byle jakie, bo z prezentem od wydawnictwa Znak:

od dziś możecie kupić najnowszą książkę Erica-Emmanuela Schitta oraz inne książki prezentowane na stronie Znak-u z rabatem w wysokości 35%!

http://www.znak.com.pl/specjalna,oferta,promo_polka_dot



13 komentarzy:

  1. Super dzięki. Skorzystam z przyjemnością. Ja miałam taką samą sytuację. Obudziłam się w listopadzie i od tamtej pory mam już 7 książek za sobą i jestem z tego dumna.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ha! Skorzystałam z rabatu! :) A do tego jestem bardzo miło zaskoczona, że mają moje ukochane paczkomaty za 0 zł!!! :D Nic tylko braść! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Książki zamówione, dzięki :) Mam ten sam problem, z czterolatkiem plus roczniakiem którzy zabierają cały wolny czas - nawet ten w nocy (młodszy), a książki dla dzieci stały się minimum czytelniczym. Choć ostatnio podczytuję Bargielską (polecam "Małe listy"), aczkolwiek czytam na czytniku,więc to nie do końca to samo..

    OdpowiedzUsuń
  4. zachęciłaś mnie do tej książki:)

    OdpowiedzUsuń
  5. hej Polka, zazdroszczę Ci kolejny raz, bo ja w naszym języku czytam tylko Merry Poppins, mam przerwę od Mikołajka, teraz tylko szwedzki i angielski na tapecie, ale na wesoło : Hudraåringen som klev ut genom fönstret och försvann :-) po polsku : 100 latek, co wyszedł przez okno i zniknął :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. O, mój Schmitt ulubiony! Mimo wielu książkowych zaległości, chyba skorzystam z promocji:) polecam jego "kobietę w lustrze" jeśli nie czytałaś;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja jeszcze mam do przeczytania 3 książki zamówione ze Znaku, dlatego na promo się nie skuszę, bo obiecałam sobie, że następne książki zakupię, jak przeczytam te 3 :P
    Poza tym, na mojej liście czytelniczej znajdują się teraz książki spoza znaku...
    Ale Panią Ming oglądałam dzisiaj w księgarni i cholera kusi :P

    OdpowiedzUsuń
  8. Mam podobnie zaniedbałam ostatnio czytanie:( Z kolei Wierszyki Domowe znam prawie na pamięć. Rozbraja mnie "Łazienka" i " Pralka" :)

    OdpowiedzUsuń
  9. nawet nie wiesz jak ja kocham czytać..jak zacznę to nie moge przestac i pochłaniam jedną książkę za drugą...ale mam też małe przerwy w czytaniu, a później znów do książek wracam;) nie wiedzieć dlaczego tak jest... świetny pomysł z tą promocją! pewnie nie jedna z nas skorzysta:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Jakie to prawdziwe. Czytając Twoje wpisy i komentarze pod nimi często się czuję, jakbym czytała o sobie! Dobrze wiedzieć, że jest nas więcej. Potraktuję to jako motywację do sięgnięcia wieczorem po książkę zamiast po laptopa (no chyba że tylko po to , żeby włączyć trening :) ) Ola

    OdpowiedzUsuń
  11. gdzie jest moja czapeczka:)
    pozdrawiam marta

    OdpowiedzUsuń
  12. Dziękuję kusicielko;) zamówienie na znaku zrobione:)

    OdpowiedzUsuń