Spożywcza posucha, gastronomiczny dół oraz smakowa żenada nastąpiły w moim życiu.
Tak nudnego sposobu odżywiania nie miałam od czasów diety kopenhaskiej na drugim roku studiów. Schudłam wtedy spektakularnie, by tuż po jej ukończeniu równie spektakularnie utyć i nabrać awersji do jaj na twardo na kolejne pół roku. (Swoją drogą mieszkałam potem w Kopenhadze i nikt tam o spożywaniu samych jaj, sałaty, szynki i czarnej kawy nie słyszał.) Mniejsza o kopenhaską, ja się aktualnie bynajmniej nie odchudzam (choć przydałoby mi się znacznie bardziej niż na drugim roku studiów). Ja eliminuję. Moja radość na widok szpitalnych zaleceń dla karmiących piersią była nieopisana - nie stosować diety eliminacyjnej na wszelki wypadek. Uff, czyli na legalu mogę jeść więcej niż ryż z kurczakiem i marchewką. No to jadłam, wprawdzie nie bigos, ani nie schabowe, lękałam się mimo wszystko najsilniejszych alergenów i stroniłam od czekolady i pomarańczy. Ale trafił się i ruski pierożek, i ciasteczka wszelakie, nabiał i normalne obiady z mięsem i rybką. Jakież było moje zdziwienie i rozczarowanie na widok pierwszej zielonej kupy, jaka rozpacz na widok mojego dziecka wierzgającego z twardym brzuchem w ataku kolki! Skończyły się pierożki, ciasta, nawet woda lekko gazowana poszła w odstawkę, a wraz z nią moja radość konsumpcji. Jest wprawdzie sporo składników, którymi mogę się nadal odżywiać, ale lista tych, których należy unikać tak długa, że zniechęca do gotowania. Zresztą kuchenne szaleństwa mi teraz nie w głowie (choć drugi dzień już doświadczam luksusu wolnego czasu, za Waszą radą spróbowałam chusty i póki co młoda przesypia w niej pół dnia, więc kto wie, może niedługo zacznę obiady dwudaniowe wydawać). Ja po prostu muszę się szybko najadać. Szybko - bo czas to u mnie towar deficytowy, najadać - bo produkuję pokarm i tuż po karmieniu czuję wilczy głód.
Tu nastąpi kilka zdjęć szarej zupy, która (mimo, że szara) spełnia oba te kryteria i w dodatku na pocieszenie mojej kulinarnie niezaspokojonej osoby - jest pyszna. Nie pokazywałabym jej pewnie, gdyby nie prośby moich obserwatorek z Instagrama. Dziewczyny - to dla Was, przepis z dedykacją:)
(rodzinny gar na dwa dni)
Składniki:
- 0,5 kg mięsa mielonego (szynka, indyk)
- 1 bułka
- 1 jajko
- włoszczyzna
- ziemniaki (wedle uznania, u mnie jakieś 6 sztuk)
- pęczek koperku
- 2 liście laurowe
- ziele angielskie (3 szt.)
- sól, pieprz
- odrobina mąki
- garnek napełnić wodą, zagotować w niej warzywny bulion: włoszczyznę, ziele angielskie, liście laurowe, pół pęczka koperku (skrojonego), szczyptę soli i pieprzu
- w osobnym garnku ugotować ziemniaki pokrojone w grubą kostkę
- przygotować klopsiki: mięso wymieszać z jajkiem, rozmoczoną w wodzie (i odsączoną) bułką, solą i pieprzem i formować z nich klopski (u mniej raczej małe, 3-4 cm średnicy)
- gdy wywar zagotuje się, wrzucać na niego klopsiki i gotować ok. pół godziny
- pod koniec gotowania można zagęścić mąką (rozprowadzić ze dwie łyżki w kubeczku gorącą zupą) lub dodać śmietanę (u mnie mąka)
- podawać z ziemniakami i świeżym koperkiem
...
Jeszcze wyniki konkursu:) Ogromnie Wam z Agą ze Sweet Village dziękujemy za zainteresowanie, komentarzy była cała masa, naczytałam się wczoraj cały wieczór. Jak zwykle pełna sprzecznych odczuć - bo jednocześnie szczęśliwa, że obdaruję dwie osoby, jak i smutna, że rozczaruję pozostałe 170, ogłaszam jednak, bo przecież muszę.
Bon na 100 zł wygrywa Natka Patafianka - na myszkę dla swojego synka. Z życzeniami Kevina na Święta :)
Drugi bon, czyli 50 zł na domek do zimowego miasta na parapecie powędruje do Lu.
Dziewczyny, gratuluję! Piszcie do Agnieszki, by odebrać swoje nagrody: kontakt@sweetvillage.pl
Pozostałym gorąco życzę, by Mikołaj spełnił ich marzenia, ja niestety nie jestem w stanie. To może podeślijcie Świętemu link do Sweet Village, mhm? :)
za dzieciaka moja mama przygotowywała mi nie zupę,lecz sos koperkowy z ziemniakami i pulpetami.teraz ja serwuję to u siebie z powodzeniem.Opcja z zupą też wydaje się być ciekawa,trzeba będzie spróbować:)
OdpowiedzUsuńwyrazy współczucia, znam ten ból, znam dietę-nic (indyk+marchew+ryż+chleb z margaryną). tą zupę musiałabym zjeść bez jaja, huehue. zdrowia dla małej i wytrzymałości dla Ciebie.
OdpowiedzUsuńPamietam ta zupke z dziecinstwa. U mnie nazywa sie klopsowa. Smaczna
OdpowiedzUsuńDobra zupka nie jest zła :) Poza tym wygląda apetycznie na Twoich zdjęciach!
OdpowiedzUsuńgratuluję i zazdroszczę;-)
OdpowiedzUsuńa co do zupy
burczy mi w brzuchu a ona wygląda apetycznie:-) o dziwo wł.nabyłam mielone więc.....
buźka
Oj znam, znam. Pierwszy synek też mi dał popalić - u niego z kolei szło w zmiany skórne.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło a zwycięzcom serdecznie gratuluję.:)
takiej zupy jeszcze nie jadłam,muszę zrobić :)
OdpowiedzUsuńdziękuje za zabawę :)
Oh ja rowniez na poczatku nie moglam nic jesc... Wzdety brzuszek i zmiany skorne u coreczki nie pozwalaly:-/ a zupa wyglada przepysznie! :-)
OdpowiedzUsuńCiesz się z takiej diety :) Ja musiałam rozstać się z ukochanym nabiałem, jajami i rybami. I tak już 4 mce na NUDNEJ diecie.
OdpowiedzUsuńIha :D
OdpowiedzUsuńDzięki Polka, czyli nie taka z Ciebie Trąba ;D
Bomba!!! :D
Gratulacje! :)
OdpowiedzUsuńHeheh ja spożywałam duże ilości ryżu z jabłkiem :D:D przynajmniej 4 razy w tygodniu :D Z przepisu chętnie skorzystam :)
OdpowiedzUsuńGratulacje:)
OdpowiedzUsuńGratuluje i dziękuję za zabawe
OdpowiedzUsuń