Przez Hankę spaliłam makowiec, Zośka zepsuła mi dziś humor swoimi fochami.
Jedna i druga winne są nieumytym oknom i podłogom oraz pomniejszonemu w tym roku asortymentowi ciast, ciastek i konkretów. To przez nie zarwaliśmy dwie noce pakując prezenty, zaczynaliśmy dopiero po dwudziestej drugiej, a i to przerywane karmieniem i lulaniem Hanki. O zakupach przedświątecznych nie wspomnę - kto próbował na trzy dni przed Gwiazdką wybrać się do galerii handlowej z dwójką dzieci zakupić ostatnie prezenty i drobiazgi, ten wie, jaka to przyjemność.
Otóż - wątpliwa. Rodzic numer jeden musi pilnować starsze dziecię co najmniej dwa piętra od rodzica numer dwa (kupującego w tym czasie prezenty) oraz kilkanaście metrów od ruchomych schodów, jednocześnie utrzymując młodsze w uśpieniu. Najlepszy sposób to zapewnienie angażującego zajęcia, co w naszym wypadku oznaczało zakupienie filiżanki gorącej czekolady. Zajęcie było to tyleż angażujące, co krótkotrwałe, więc po ostatnim łyku pojawia się problem i trzeba improwizować - liczyć panów w kapeluszach albo rude panie, zabawiać starszą konwersacją, utrzymując ją z dala od ruchomych schodów oraz rodzica numer dwa. To możliwe, o ile dziecko numer dwa pozostaje w uśpieniu. Bo jeśli nie, wówczas liczenie pań i panów może być cokolwiek utrudnione. Jeśli niemowlę przebudzi się i wkurzy albo po prostu odczuje głód lub pragnienie, wówczas rozpoczynamy gonitwę po piętrach, schodach i windach, po galeryjnych labiryntach celem odszukania pokoju do karmienia. Ten zazwyczaj okazuje się zajęty lub zamknięty, szukamy więc ustronnego miejsca, w którym można by nakarmić dziecko piersią bez narażania się na uwagi przechodniów lub przegonienie przez ochroniarza do toalety (to na szczęście nie stało się nigdy moim udziałem, musiałabym wówczas zaproponować ochroniarzowi, by sam spożył swoje kanapki czy co mu tam żona naszykowała, na kiblu). Karmiłam więc ostatecznie gdzieś na ławeczce w galeryjnej alejce, przyduszając dziecko kocem czy inną pieluchą, bo jednak się trochę wstydzę swoich cycków, boję tych uwag i cykam ochroniarzy.
Zakupowy wariant numer dwa to (ponieważ dziecko odmawia póki co pobierania pokarmu za pośrednictwem butelki) to mama z dzidziusiem. Wariant to o tyle stresujący, że uboższy o jedną parę rąk oraz - w naszym przypadku - odbywający się przy użyciu samochodu dwudrzwiowego (mojego). Oznacza to całą skomplikowaną gimnastykę związaną z dojazdem, wyjściem z auta, a potem wejściem i powrotem. Bazę wózka należy bowiem złożyć, pozbawić kół, umieścić w bagażniku, niemowlę wcisnąć do tyłu bez użycia tylnych drzwi (bo ich nie ma). Po dojechaniu do galerii proces odwrotny - niemowlę z fotelikiem wyszarpnąć przez wąskie przejście na tylne siedzenia, bazę wózka złożyć, doczepić kółka oraz fotelik. Potem pozostaje już tylko przyjemność przeciskania się z wózkiem przez zakitowane produktami alejki sklepowe (Empik rządzi) przy jednoczesnym utrzymaniu niemowlęcia w uśpieniu oraz radosne kupowanie (przymierzanie odpada) do czasu, gdy wystąpi sytuacja opisywana powyżej (ta z karmieniem). Taaaak, Święta z dziećmi są cudowne.
Człowiek się spoci jak szczur, nastresuje i namęczy, by ostatecznie mieć brudne mieszkanie, spalony makowiec i zarwane noce. Gdzie te Święta, przed którymi człowiek prezenty kupował powoli i z namysłem, a mieszkanie sprzątał dokładnie i metodycznie? Noce zarywał tylko po to, by ze znajomymi piec pierniki i upijać się winem? Nie ma, minęły bezpowrotnie wraz z powstaniem w mym brzuchu pierwszej z dwóch zygot. Zamiast czystej chaty i rumianych makowców mam dziś zbuntowaną pięciolatkę i puciatego niemowlaka, leżą rano w pościeli tak piękne, że chce mi się ryczeć. Jedna biega wokół choinki, druga się na nią z niedowierzaniem gapi. Szkodniki małe - utrudniają zakupy, porządki, wypieki i upijanie się winem. Płaczą i piszczą oraz totalnie i bezapelacyjnie nadają głęboki sens tym Świętom.
Kochani, ja Wam życzę wszystkiego - i czystych mieszkań, i rumianych ciast, przespanych nocy, jak i głębokiego sensu. A jakby się coś po drodze jednak nie udało, przez dzieci lub kogokolwiek innego, to chociaż niech ten sens pozostanie. Z nim nawet przypalone ciasta smakują jakoś lepiej.
Z dziećmi czy bez - ciepłych, rodzinnych, radosnych, wypełnionych czułością i smakowitych.
Wesołych Świąt!
Wesołych Świąt!
♥
Oj tak :) Bo czymże te makowce rumiane i czyste mieszkania, bez tych wyjątkowych uśmiechów :) Wesołych Świąt!
OdpowiedzUsuńNo przeboje miałaś z tymi przygotowaniami ale te słodkie buźki wszystko rekompensują PS ja też dzis piłam kakao z piankami Radosnych Świąt 🎄
OdpowiedzUsuńJakie słodkie te twoje "szkodniki " :)
OdpowiedzUsuńWesołych i spokojnych świąt!!!
wesołych, zdrowych, szczęśliwych świąt :) u mnie też i okna nie umyte i mało zrobione ale jakoś się tym nie przejmuje :)
OdpowiedzUsuńOkna małż się uparł i są..czyste :))...a porządek jest na chwile, dopóki nie wkroczy "moja armia"...już choinka została ewakuowana na komodę...dwa jej upadki stanowczo wystarczą...a jak słysze małża aby zabrac dzieci na zakupy do galerii co się pukam w głowę...no chyba tylko po to aby jedno jezdziło autkami (dzieki bogu za przyczepiane automobile przed supermarketem w galerii) a drugie szukało "inspiracji" w smyku...innej opcji z nimi nie ma...więc jesteśmy zaprawieni w "samotnych" zakupach...ale nie narzekam..przynajmniej odpocznę od tego domu wariatów :))....
OdpowiedzUsuńTeraz się tak wymądrzam bo Hanka ma 2 latka...wcześniej było...gorzej...
pzdr i również spokojnych świąt...
Jesteście niesamowite! Najwspanialszych Świąt Wam życzę!
OdpowiedzUsuńSkąd kocyk?? :)
OdpowiedzUsuńpięknie to wszystko ujęłaś...aż się wzruszyłam :) Wszystkiego dobrego!
OdpowiedzUsuńWspaniałych Świąt dla Was :)
OdpowiedzUsuńOceanów Miłości na te Święta:)
OdpowiedzUsuńOjj tak! :) jakie to wszystko prawdziwe i cudowne <3 oczywiście się poryczałam jak te Twoje pociechy przesłodkie :) piękne masz te swoje córki! Na pewno wynagrodzą Ci wszystkie nerwy ;) Spokojnych i rodzinnych Świąt! 🎄zdjęcia śliczne.
OdpowiedzUsuńUroki bycia rodziciem ;-) Przerabiałam.... tylko, że u mnie różnica wieku 2,5 roku... niby dużo, a jednak bardzo mało. Też wspominam te chwile wprost niedowierzając, że cały ten proces mam za sobą (również na początku z autem dwudrzwiowym, potem jednak przesiadłam się na 5 drzwiowego kombiaka ;-)
OdpowiedzUsuńAle wierz mi to są najcudowniejsze wspomnienia, nawet takie z kroplami potu spływającymi do oczu, z nieuczesanymi włosami, nieumytymi oknami, oczami w których nawet zapałki nie są w stanie podtrzymać powiek ;-)
Ściskam więc i życzę cudownych Świąt
Cudne te szkodniki :-) zdecydowanie ważniejsze od wysprzatanej chaty i idealnego sernika ;-) u mnie pierwsze święta z Maluda to śledzie konczone o 3 nad ranem, z przerwami na karmienie regularnie co dwie godziny ;-)
OdpowiedzUsuńPięknych i rodzinnych Świąt życzę!
To wszystko prawda...ale jednak cudownie mieć te szkodniki przy sobie. Jakby nie było.
OdpowiedzUsuńŚliczne te twoje szkodniki. Uwielbiam Twoje zdjęcia. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńJejku jak ja cię rozumiem, tylko, że myślę inaczej "te czasy" nie minęły bezpowrotnie, to sytuacja chwilowa, po niej nastąpią jeszcze piękniejsze, gdy rozumne już dziewczynki będą wspólnie ubierały choinkę a ty będziesz piekła piernika i dom będzie przepełniony radością i miłością :)
OdpowiedzUsuńSuper artykuł. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń