czwartek, 2 października 2014

o (nie)umiejętności odpuszczania


Zawsze marzyłam, żeby zostać wyluzowaną kobietą.

Och, jak ja bym chciała mieć w sobie dystans do codzienności! Tę cudowną lekkość bytu, która udaje się tak niewielu. Mieć gromadę brudnych i szczęśliwych dzieci w brudnym i szczęśliwym domu. Być niedoskonała i harmonijna. Wzruszać ramionami na przeciwności losu, niepowodzeniom śmiać się w twarz. Wyzbyć się wewnętrznych napięć o rzeczy, które nie są ich warte. Jak się pewnie domyślacie - nie udało mi się. Zostałam kobietą spiętą (tak jak mój tata smutnym wujkiem - jak go kiedyś nazwali znajomi mojej kuzynki, uderzeni kontrastem w stosunku do drugiego wujka - wesołego rzecz jasna). Bytu to ja doświadczam co najwyżej ciężar. Dziecko mam (jeszcze przez chwilę) jedno, czyste, w (zbyt) czystym domu, dosyć chyba szczęśliwym, choć nie wolnym od spięć. Nie umiem wzruszać ramionami, śmiać się niepowodzeniom w twarz ani wyzbyć się wewnętrznych napięć. Nie umiem odpuszczać ani odpoczywać, jak to czynią kobiety wyluzowane. Ja zasuwam.

Piszę o tym dziś, na trzy dni przed piątymi urodzinami Zośki, bo mi ciężko. Bo choć wiem, że dla niej nie najważniejszy jest wymuskany stół i wysprzątane na przyjście gości mieszkanie, to mi trochę smutno. Kobiety spięte właśnie tak okazują miłość i zaangażowanie. To zasuwanie to nasz dar, nie jesteśmy harmonijne, ale pieczemy idealne torty i przygotowujemy piękne przyjęcia. Nie daję już rady, jestem spuchnięta, obolała i bardzo zmęczona. Nie mam siły wysprzątać mieszkania, projektować zaproszeń, ubijać musów i preparować lemoniad. W życiu nie zamówiłam tortu w cukierni, honor kobiety spiętej mi pozwala. Największy luz, na jaki mogę się dziś zdobyć, to zgodzić się, by biszkopt upiekła mi mama, a ja zrobię krem i dekoracje. Chciałabym tak jak rok temu - wycinać girlandy, wypiekać tęczowe torty, zamawiać idealnie dopasowane do koloru talerzyków kolorowe słomki, napełniać balony helem. Rok temu o tej porze przygotowania szły pełną parą. Imprezy był dwie, dzień po dniu, i choć zmęczyły mnie nawet jako nieciężarną, to czułam się dumna i spełniona.

Dziś szukam pomysłu na najmniej pracochłonne ciasta i liczę na pochmurny dzień, żeby nie było widać kurzu. W tym roku nie cuduję, ani nie wybrzydzam jak w ubiegłym, wykupiłam dziecku kinderbal na komercyjnym placu zabaw, jakże odległym od mojej wizji pięknych urodzin. Moje poczucie estetyki i moja spięta dusza cierpią. Cholera, dlaczego ja nie zostałam kobietą wyluzowaną?! Cudownie musi być zamówić tort z cukierni i mieć wszystko w nosie, nie zamartwiać się, że w tym roku nie da się rady zrobić tego tak:











źródło: Pinterest

P.S: Nie uwierzycie, ale podczas gdy pisałam poprzedniego posta (a czyniłam to siedząc po turecku na kanapie, z laptopem na kolanach), Hanka wierzgała mi w brzuchu jak szalona. Ewidentnie jej główka przesuwała się w dół, a ja zastanawiałam się nawet, czy nie zaprzestać pisania, bo a nuż fiknie i cała moja historia będzie nieaktualna. Nie wiem, czy to ten post, czy Wasze dobre rady i cudowne komentarze zadziałały jak zaklęcie, ale ODWRÓCIŁA SIĘ! Dziękuję, kobiety, czarownice Wy moje! :)

22 komentarze:

  1. Syndrom perfekcyjnej pani domu?...skąd my to znamy:) Na pewno imprezka Zośki będzie udana i na komercyjnym placu będzie równie wesoło. Kiedyś zobaczyłam metalową tabliczkę z napisem GOOD MOMS HAVE STICKY FLOORS, DIRTY OVENS AND HAPPY KIDS i poczułam się jak wyrodna matka. Zazdroszczę ludziom, którzy nie widzą rozgardiaszu i kurzu w swoich domach...Ale co tam najważniejsze, że Hanka przygotowuje się do przyjścia na świat, będzie super i na urodzinach i na narodzinach:) Pozdrawiam. Justyna

    OdpowiedzUsuń
  2. a daj spokój ;) choć wiem, że nie łatwe, ale może ten kinderbal gdzieś tam zorganizowany to będzie jej best ever. To ma być frajda dla niej, dla jej koleżanek. Owszem pewnie za ileś tam lat może wspomni sobie czule te dopasowane słomki do talerzyków :)

    Co do Hanki no cóż może chce zdążyć na urodziny siostry ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Najważniejsze na takich imprezkach to dobra zabawa w miłym towarzystwie i zrelaksowana mama :))

    OdpowiedzUsuń
  4. Hania się odwróciła!!!rozsądna dziewczyna!!!wspaniale, cieszę się razem z Panią .
    Kasia

    OdpowiedzUsuń
  5. My dorośli zupełnie inaczej postrzegamy świat niż dzieci. Ja pamiętam jak moja mama piekła torty z okazji moich urodzin, wprowadzając przy tym bardzo napiętą atmosferę w domu. Miałam poczucie winy z tego powodu i nigdy nie powiedziałam jej, że marzę o ślicznym idealnym torcie z cukierni z moim imieniem.

    OdpowiedzUsuń
  6. A ja bym chciała taka być. Mieć wszystko poukłądane, zorganizowane. A jestem roztrzepanym człowiekiem. Zabieram się za czytanie, a przypominam sobie że miałam ugotować makaron do zupy dla Jasia. WTedy przypominam sobie że musze jeszcze pranie włączyć, podlać kwiatki, które już prawie nie żyją, wypełnić dokumenty do pracy. Mam nie odkurzane od tygodnia w domu, nie myte podłogi od 3 tygodni i wiem że ilośc czasu na dobę jest za mała żebym wszystko zrobiła. Dlatego rezygnuję z części a część robię na odwal się. Tak mam prywatnie w życiu. Jakby mnie kto w nocy obudził to mogłam wymienić czynniki krzepnięcia po kolei a zapomniałam o 30-stych urodzinach męża bo miałam maraton dyżurowy. Chciałabym o wszystkim pamiętać, mieć powpisywane wszystko wzorowo w kalendarzu, a dzieci ładnie ubrane i posprzątane w domu. Ale tak nie jest. Jasiu ma czasami uszy tydzień nie myte bo zapominam. Zdarza mu się iść w za krótkich spodniach do przedszkola bo wszystkie dobre są brudne i nie miałam czasu ich wyprać. Ale czy przez to jestem gorszą matką i żoną?? Czasem chyba tak ale staram się ze wszystkich sił wszystko zorganizować i dać innym tyle miłości ile potrzebują. A przyziemnymi sprawami jak czyste i wyprasowane ciuchy już się nie przejmuje. Bo człowiek zwariować może...

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja mam hasło "miej to w dupie" wytatuowane na sercu. Po byciu bardzo spiętym, cichym, grzecznym i ułożonym dzieckiem uznałam, że jeśli nie zluzuję, to wykituję na serce przed 30-tką. I udało się :) Wiadomo, że wszyscy mamy spięcia tu i ówdzie, ale na punkcie czystości się po prostu nie opyla, bo to jest syzyfowa praca :)
    A zatem mam dla Ciebie 2 rady do wyboru: 1) miej to w dupie lub 2) pomyśl, że za rok odbijesz sobie podwójnie tymi pastelowymi pomponikami i słomeczkami ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Czytasz w moich myślach.
    Dziś postanowiłam wszystko odpuścić i co...wszyscy żyją, nikt nie cierpi.
    Obiad z mrożonki, pomidorowa z makaronem, nie było deseru i odkurzacza nie dotknęłam itd
    Nie wiem skąd to dążenie do perfekcji, to wymyślanie sobie problemów i kolejnych zadań do wykonania. Ech...

    OdpowiedzUsuń
  9. Oj, jak ja to znam. Może nie mam zawsze wysprzątane, ale na przyjęcie musi być ciasto i tort własnego wypieku, a do tego dobrane kolorystycznie dekoracje. Tak już mamy, Mamy-estetki :) Ps. Fajnie, że się przekręciła.

    OdpowiedzUsuń
  10. Super ze malutka sie odwrocila,ale nawet gdyby tego nie zrobila to w zadnym szpitalu nie zmuszali by teraz do porodu naturalnego bo przepisy ogolnokrajowe tego zakazuja,no chyba ze pacjentka chce sprobowac..informacje z pewnego zrodla,od lekarza ze szpitala wojewodzkiego w ktorym rodzilam 3 razy i zlego slowa nie dam powiedziec;-)

    OdpowiedzUsuń
  11. Rozumiem Cię doskonale... Czasami wydaje mi się to bezsensu, to ciągłe staranie i sprzątanie...bo ta praca nie ma końca.. Ale przy dwójce dzieci ( Hania i Jaś) czasami się nie da wyrobić.. To przy nich nauczyłam się odpuszczać i dalej się uczę :) Jak chorowałam i leżałam w łóżku, mąż zajmował się dziećmi, a dom nieposprzątany jak stał tak stoi..:) Za to dzieciaki super szczęśliwe, bo miały tyle atrakcji, że nawet o mnie zapomniały na chwilę:) Głowa do góry... Zdrówka i dużo sił na nadchodzący czas.. Pozdrawiam Kasia
    kasiaathome.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  12. Ja też jestem spięta...złoszczę się na nieumyte okna, porozwalane klocki, koszulkę rzuconą na podłogę; tysiąc razy ścieram stół, żeby lśnił; muszę wszystkiego dopatrzyć sama, bo inni nie potrafią...kiedy jestem gigantycznie zmęczona, a wszystko chodzi jak w zegarku...wtedy jestem szczęśliwa ;-). Ja też zasuwam ;-). Dobrego dnia dla Ciebie od innej spiętej kobiety ;-)

    OdpowiedzUsuń
  13. Był czas, że stałam po trzy godziny przy desce do prasowania oglądając serial, a potem układałam koszulki męża kolorami od białej prze żółte, czerwone, zielone, niebieskie aż po czarne. Był czas, że wieszałam pranie wg tylko mi znanego systemu i nie pozwalałam nikomu innemu tego robić, by nie dostać szału. Klamerki musiały być w tym samym kolorze. Wszystko zmieniło się, gdy ponad dwa late temu urodziłam Leona. Zaczęłam zadawać sobie pytanie co jest ważniejsze: lśniący stół czy niezapomniane chwile z naszym maluchem, które nie wrócą już nigdy? Wyprasowane regularnie pranie czy rodzinny spacer pełen śmiechów i radości odkrywania świata przez dwulatka? Odpowiedź jest jedna! I choć nadal czasem szlag mnie trafia gdy widzę ogromną hałdę z trzech ostatnich prań piętrzącą się w oczekiwaniu na prasowanie to myślę sobie: spokojnie kobieto, odpocznij. Zajmiesz się tym później, zaraz, za chwilę. Nauka luzu staje się dużo prostsza jeśli poprzestawiamy sobie priorytety. A że Zosia i Hania są Twoimi top-priorytetami jestem pewna! :-) Zatem luzu kobietko, luzu życzę! :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co za ulga. Myślałam, że tylko ja tam mam, że klamerki muszę być dwie w tym samym kolorze, bo inaczej nie potrafię spokojnie wrócić i usiąść na kanapie. Tak mnie to męczy. Głupie to straszne i zdaję sobie z tego sprawę, ale taka już właśnie jestem. Też spięta matka, wiecznie oczekująca mieszkania i życia jak z katalogu, ale już ostatnio stwierdziłam, że jak tak dalej pójdzie to się wykończę fizycznie i psychicznie... :)

      Usuń
    2. A ja muszę dodatkowo powiesić obok siebie skarpetki do pary, a nie byle jak, jak leci..:)

      Usuń
  14. ehh jak bym o sobie czytała,do wyluzowanej osoby to mi bardzo daleko,nie dla mnie spokojne siedzenie na kanapie z głową w chmurach gdy kurze (choćby te najmniejsze) nie starte..

    OdpowiedzUsuń
  15. Tak sobie czytam Twój wpis i komentarze, obserwuje kobiety w moim otoczeniu i myślę o sobie, to już prawie w 100% jestem pewna, że wyluzowane kobiety nie istnieją :D Zresztą skoro odpuściłaś sobie to wszystko o czym piszesz to znaczy, że pozwoliłaś sobie na luksus i to pierwszy krok do bycia wyluzowanym :))) Oby tak dalej, chociaż osobiście wolałabym żebyś dalej stawała na głowie, pracowała nad tym pięknym domem i pisała dla nas, bo to jak widać ważne dla wielu kobiet :*

    OdpowiedzUsuń
  16. hahah.,.rozumiem cie bardzo dobrze.. ja mam tak z iloscią zajec.. ze czasami mi brak czasu zeby bylo tak jak ja sobie to wymysliłam w głowie.. i potem cierpie ze to nie tak dopieszczone jak chciałam.. ale staram sie zachowac gdzies balans.. zdrowy rozsądek.. czasami mi sie udaje... a ty sie nie martw.. 6 urodziny i 1 urodziny odstawisz ze hej ;) i ciesze sie ze Hanka w głową w dół :D teraz juz pojdzie gładko :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Witaj w klubie nieumiejących odpuszczać. Paskudna przypadłość, chyba nie do wyleczenia niestety:-)
    Ale jak to mówią: "ludzie dzielą się na dwie grupy: szczęśliwych i tych mających porządek".
    Pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń
  18. Fantastyczny tekst !!! Będę zaglądać po jeszcze :)
    pozdrawiam
    MZ

    OdpowiedzUsuń
  19. No widzisz. Jedne są spięte a mi jest wstyd. Ja zupełnie nie ogarniam rzeczywistości. Porządek mam tylko jak posprzątam przez jakieś dwie godziny, z niczym nie zdążam i nie wyrabiam się. Chciałabym mieć w sobie moc zasuwania i mówić w duszy "nie ma lipy, nie ma opied... się" Codziennie zmuszam się by pomalować sobie choćby rzęsy by choć w minimalnym stopniu czuć się ładniej bo najnormalniej na świecie nie chce mi się. I nie daj Boże jakiś niezapowiedziany gość bądź pan ze spółdzielni z czujnikiem gazu. A wszyscy mówią przyklepując moje lenistwo "z dwójką dzieci tak to jest" Odpowiadam: nie jest. To kwestia psychiki i wcale nie jestem wyluzowana mimo,że moje dziecka chodzą nieraz brudne i sterta garów czeka podczas gdy ja konam w fotelu z założonymi rękami, jestem wnerwiona na maksa i leci mi wszystko z rąk im bardziej się wnerwiam mówiąc nie jestem robotem gdy zasuwam i końca zasuwania nie widać.
    Nauzewnętrzniałam się bo poruszył mnie Twój tekst a teraz dodam Cię do obserwowanych i zaczekam "do następnego" Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  20. Aż mi się łezka w oku zakręciła, jestem taka sama i nie umiem inaczej... Matko, normalnie jakbym czytała kropa w kropę o sobie!!

    OdpowiedzUsuń