Pamiętam jak rok temu w Trójce powiedzieli, że 5-go października wyszedł pierwszy singiel Beatlesów oraz że miała
miejsce premiera pierwszego Jamesa Bonda. Ja jeszcze dodam, że 4 lata
temu tego dnia świat stał się głośniejszym i weselszym miejscem, gdyż pojawiła
się na nim Zofia. Pomyślałam sobie wtedy, że na szczęście porodu nie odbierał Doctor No, a Zośka
nie musiała śpiewać "Love me do", żeby starzy oszaleli.
Te cztery lata to nie była sama sielanka, o nie. Były nieprzespane noce, frustracje, lęki, dylematy, niedoczas i nerwy, wszystko było. Ale dziś rano Zośka tarzała się w balonach, którymi wczoraj w nocy usłaliśmy mieszkanie, rąbała crepes z czekoladowym kremem i posypkami (bez zasmażki!). Bo radość to wielka, że ją mamy i to zasługuje na balony, tęczowe torty, girlandy, posypki i fajerwerki.
Wracam do pracy, idę piec, ubijać kremy, dekorować stroić i świętować. Popatrzcie na młodej ewolucję z zapuchniętego tatarskiego gluta w to piękne, śmieszne czteroletnie dziewczę, którym jest dziś.
Załączam też mały teaser dekoracji i wypieków, pełna relacja po weekendzie. Miłego!
Pięknie i wspaniale! Śliczna impreza się szykuje :))
OdpowiedzUsuńWyściskaj Zofię ode mnie - sto lat :)
Wow! Imponujące przygotowania do świętowania :)
OdpowiedzUsuńChciałam zapytać, w jakim programie projektowałaś zaproszenia?
OdpowiedzUsuń