Zaczęło się niewinnie: chłodniejsze wieczory, ciasto z gruszkami, ale wciąż jeszcze pozory lata: bieganie na bosaka po leśnej drodze, lody, placki z cukinii na tarasie. Z każdym kolejnym dniem coraz więcej jesiennych gadżetów: miodowy sweterek, wełniane kominy, zupa z dyni. Takie niby-lato, tylko inne smaki i kolory. Ciepło jeszcze, tylko więcej bakłażanów i śliwek. Niby liście jeszcze zielone, ale warzywa już lepiej smakują pieczone niż surowe. Dużo wciąż czasu na dworze, wycieczki, spacery, wyjścia, tyle że w ciepłej koszuli w kratę. Potem zaczęło do mnie docierać, ta świadomość nadeszła wraz z zimnymi porankami i ciemnymi wieczorami, oświeciło mnie przy wieczornej herbacie: jesień idzie, Panie. Już, już miałam złapać doła, przykryć się kocem i chlipać cichutko, ale pomyślałam sobie, że jest dobrze. No zobaczcie sami - dobrze było we wrześniu!
Nawet bardzo dobrze :) i pysznie :) Fajne i pozytywne te Twoje zdjęcia :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Dzięki, nakręcam się na pozytywne aspekty - takie słoneczne zdjęcia pomagają:)
Usuńod tych smakowitości na zdjeciach głod zaczyna zasysać żołądek ;)
OdpowiedzUsuńtaka rola bloga - inspirować, wywoływać głód:)
UsuńWrzesień, wrzesień - gdzie on się podział. A, tu jest! Pomidory <3 Wspaniałości... I moje ukochane figi... mmmmmm przyjemnie się ogrzewać takimi obrazami (dziś rano -1 w centrum Gdyni :( )
OdpowiedzUsuńpozdrawiam ciepło !
nie wiem, nie mam pojęcia, kiedy on minął, brrr jak zimno dziś zero w Gdańsku, aaaa. Pozdrawiam też! :)
UsuńSmakowicie minął wrzesień ;)
OdpowiedzUsuńTak, pysznie i urokliwie, mam nadzieję, że Twój też:)
Usuń