poniedziałek, 28 kwietnia 2014

ucieczka w plener


Zaniedbuję ostatnio gotowanie, sprzątam sporadycznie, blog zapuściłam. Staram się opamiętać i nadrobić zaległości, pamiętając, że jeszcze zdążę się nacieszyć. Czym?
No życiem wiosennym! Trawą, kwiatami, liśćmi, zapachem świata, niby takim, jak co roku, a jednak cudownym, jakby każda wiosna była pierwszą. "Zwariowało, oszalało moje serce" - można by powiedzieć, gdyby nie to, że ten pan schab był żałosny, a piosenka straszna. Czuję się jak pies zerwany ze smyczy, jak dziecko, które nie chce wracać z roweru na kolację. W ten weekend zaliczyłam pierwsze leżenie na trawie, pierwszy cień opalenizny, wreszcie całe dnie na dworze, szaleństwo! Najchętniej przeniosłabym się na dwór z całym życiem. Gdybym miała taras czy werandę, już by był tam gotowy mój pokój letni. W domu tylko fizjologia - sen i kibelek, resztę życia spędziłabym na powietrzu.

Moja ucieczka od domu i ten szał bycia na dworze ma swoje źródło także poza wiosną. Doczekałam się bowiem własnej rakiety ostatnio - bo tak pieszczotliwie nazywam mojego starego opla. Jest złoty, ma radio na kasety i wypuszczono go z fabryki, gdy zaczynałam liceum, co nie zmienia faktu, że cieszę się z niego jak głupia. Wciąż z lekkim niedowierzaniem, nadal z uśmiechem na ustach oraz - obowiązkowo - rozwianym włosem popylam więc sobie przed siebie, tam, gdzie mam ochotę, zabieram Zośkę na hulajnogę nad morze i na lody na starówkę. Nie boję się, jeżdżę, parkuję jak pierdoła jeszcze, ale śmigam, odkrywam nie znaną mi dotąd wolność, której tak bardzo wszystkim kierowcom zazdrościłam. Umawiam się na kawy i śniadania w miejscach, do których nie dojeżdża autobus, załatwiam sprawy i ogarniam życie mobilnie, dumna jak paw. Najchętniej jeździłabym codziennie, gdziekolwiek, długo i namiętnie.

To chyba te trzy miesiące w domu, takie przespane i skisłe. To przez nie cierpię na chwilową awersję do tego miejsca, uciekam stąd jak z więzienia. Jedyne, co sprawia mi tutaj radość to szykowanie balkonu na sezon, domu chwilowo nie pieszczę ani nie muskam, a za to sieję, sadzę, podlewam, aranżuję. Aktualnie bardziej niż kuchnia interesuje mnie ten letni pokój, wolę dziś wystawiać twarz do słońca niż do komputera, wybaczcie ten chwilowy zastój. Nasycę się rakietą i nachłonę wiosny, a potem pewnie znów coś upiekę, coś tam przystroję. Balkon na pewno, już niebawem. Tylko tak bym chciała teraz:







źródło: Pinterest

7 komentarzy:

  1. Marsz na zewnątrz zachwycać się jabłoniami! Kwitną tak krótko, ale za to najpiękniej.
    Masz prawo, bez wyrzutów sumienia :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj i ja bym tak chciała!!!! Fajnie by było mieć swój dom,wtedy można siedzieć na dworze i delektować się wiosną i wszystkim wkoło odradzającym się do życia :) Kocham wiosnę!!!!!
    A tak,musi wystarczyć mi mój mały balkonik ;p Właśnie się za niego wzięłam.
    Dobrej nocki !

    OdpowiedzUsuń
  3. Początki są trudne... i mogą być skisłe ;-)...ale potem to będzie tylko lepiej. Buziaki i dobrego dnia ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak już coś napiszesz to można czytać do znudzenia po sto razy. Też tak mam wiosną dom to "motel".

    OdpowiedzUsuń
  5. nie dziwie się Twemu pędowi ku powietrzu, zieleni i przestrzeni, to najlepszy na to czas w roku :)

    OdpowiedzUsuń
  6. cudowne inspiracje aż chce się rano wstać by spędzić tam cały leniwy dzień popijając przepyszną lemoniadę lub kawę:))
    pozdrawiam i zapraszam do siebie

    OdpowiedzUsuń