Macie też takie okresy, że nie możecie na siebie patrzeć? Kiedy stojąc przed lustrem macie ochotę krzyczeć i płakać? Ja właśnie to przerabiam ostatnio. Jestem zmęczona i szara, moja twarz już parę lat temu straciła swój młodzieńczy blask, ale zazwyczaj nie robię z tego tragedii. Czytam czasem w pismach kobiecych mrożące krew w żyłach historie o ginących rodnikach, przerwanych włóknach kolagenowych i utracie elastyny. Kiedy czytam, boję się tego, co ze mną będzie, co nie zmienia faktu, że nie stosuję na co dzień maseczek algowych, kremów pod oczy, a kosmetyczkę widziałam ostatnio, gdy byłam w ciąży i nie byłam w stanie sama wydepilować sobie nóg.
Nie mam na nic czasu i moja pielęgnacja ogranicza się ostatnio praktycznie do regularnego mycia się. No dobra, przesadzam, zarzucam jakiś zwykły krem, a rano szybki makijaż. Chciałabym być luksusową, wypielęgnowaną pięknością, ale musiałabym w tym celu całkowicie zrezygnować ze snu. Albo z pracy. Zatrudnić gosposię. No, nieważne, nic z tego nie wchodzi w rachubę, więc raczej na pewno w najbliższym czasie nie mam szans za zostanie luksusową, wypielęgnowaną pięknością.
Ostatnio znajoma, która się trochę na tym zna, popatrzyła na mnie z troską i rzuciła "przydałaby Ci się mikrodermabrazja". Już chciałam zapytać "mikro-co???", ale przypomniałam sobie, że chodzi o jakieś złuszczanie. Czyli jednak, jestem szara. Najgorzej.
Kiedy więc dostałam paczkę od Beauty Lab, poczułam się, jakby czytali w moich myślach. Nie dość, że po otwarciu czarnego pudełka i ujrzeniu złotych pudełeczek poczułam zapach luksusu, jakiego na co dzień nie doświadcza moja skóra, to jeszcze zobaczyłam, że dostałam mikrodermabrazję. "Zrobię sobię mikrodermabrazję" mówię sobie od kilku dni i mimo, że co wieczór zasypiam skonana nie wykonawszy jej przed snem, i tak czuję się jakoś piękniej. Od samej obecności tych szlachetnych słoiczków w łazience, moja samoocena skoczyła w górę.
Dziś znowu zasnę w ubraniach, z laptopem na kolanach albo twarzą w książce, jest piątek, więc to pewne. Ale jutro...jutro natomiast odnowię sobie wszystkie komórki, złuszczę wszystko, co niepotrzebne, wystymuluję swoje krążenie i zamierzam przy sobocie być wreszcie luksusową, wypielęgnowaną pięknością.
Będę testować, dam Wam znać, póki co używam tylko cudnego płynu do twarzy Glycowash i serum, którego opakowanie i opis wyglądają, jakby zostało wyprodukowane w NASA. Komfort ogromny, wyższa półka, to czuć od razu i to niewątpliwie poprawia samopoczucie człowiekowi o szarej cerze. Jeśli więc jak ja marzycie od czasu do czasu, by zostać luksusową pięknością, albo chcecie sprawić, by ktoś bliski tak się poczuł, zainwestujcie na święta w coś takiego. Dobrze robi kobiecie zmęczonej, co płacze na widok lustra, serio.
Zajrzyjcie na BeautyLab Polska, żeby poczytać o tych kosmicznych miksturach albo najlepiej od razu kupić je swoim poszarzałym matkom, siostrom i przyjaciółkom.
Z życzeniami drobnych, luksusowych przyjemności na weekend,
Wasza,
(jeszcze) szara Polka Dot.