Wróciła. Ta nieokreślona tęsknota za byciem gdzie indziej.
Czasem nie
piszę przez kilka dni. Mimo zajmowania się Zośką i ogólnego wiecznego zalatania mogłabym przecież podać przepis na pastę z bobu czy makaron z kurkami. Ale jakoś nie umiem o rzeczach miałkich, gdy z tyłu głowy mam ważniejsze. Często nie umiem ich od razu nazwać, to takie moje demony, wracają do mnie nieproszone.
Potrzebuję wtedy solidnego policzka, żeby przypomnieć sobie, że
wszystko mam.
Moja codzienność to od pół roku już nie briefingi, mailingi i targety. Mój dzień to zakupy, porządki, obiady. Moje dylematy to co kupić: czereśnie czy maliny, ugotować makaron czy kaszę, wypić kawę czy herbatę. Pielęgnacja roślin balkonowych i spacery z dzieckiem zamiast prezentacji i prelekcji. Przedpołudniowe zakupy w hipermarketach z garstką emerytów. W porze, o której kiedyś odbywałabym spotkania, dziś rozwieszam pranie. Wieczorne pochrapywanie na kanapie uprawiam zamiast clubbingu. Już nie w strategiach marketingowych lokuję energię, a w produkcji dżemu z truskawek i rabarbaru. Żyję w mojej pastelowej sferze prywatnej. Zmęczona tamtym teatrzykiem i swoim w nim przebraniem, przekonana o jego absurdalności, wierzyłam, że klucz do szczęścia tkwi w prostym życiu. Dziś tęsknię za dźwiękiem obcasów, ich stukanie wieściło rychły show przed publicznością. Obecnie mój największy show odbywa się w porze obiadu. Trochę brakuje audytorium, tak jak brakuje mi brainstormingu i monitoringu.
Jak to możliwe? Przecież jeszcze niedawno nie potrafiłam dłużej ukrywać swojego znudzenia i pogardy dla tych sytuacji. Ta konwencja z obcasami i ten show brzydziły mnie w swej sztuczności. Marzyłam o świętym spokoju, przedpołudniach spędzonych na fotografowaniu potraw, o większej rodzinie, o tym, by mieć czas na pieczenie chleba, układanie bukietów, upiększanie mieszkania. Udało się - chodzę boso po mieszkaniu, w długiej sukience w kwiaty, upiększam je, układam bukiety, a w głowie tęsknota za mną na obcasie, usztywnionej taliowaną marynarką, z papierosem, za mną dyskutującą o projekcie. Rzeczywiście tragedia - pomyślicie. Siedzi se baba na chacie, pije mrożoną herbatę na balkonie i marudzi, że już nie jest w kieracie. No tak, dokładnie, wiem to, mam tzw. problemy pierwszego świata. Moje małe dramaty, takie śmieszne w obliczu prawdziwych nieszczęść. Tak bardzo skupiam się na tym, żeby wybrać tak zwany lajfslajl, że nie dostrzegam faktu, że mam przywilej wyboru. Cierpię, bo w żadnym układzie nie spełniam się całkowicie i zapominam, że mam szczęście kosztować obu.
Może to moja wewnętrzna maruda, a może ta perfekcjonistka, która zmęczona dążeniem do doskonałości we wszystkich pełnionych rolach, wycofała się z jednej z powodu zadyszki? A może to wcale nie ja, tylko ten pieprzony rozkrok, w którym tkwią współcześnie kobiety? Może to ta klątwa wysokich standardów, która karze nam robić kariery i prowadzić perfekcyjne domy? Wiem jedno - długo tak nie wysiedzę, bo oszaleję. Do poprzedniego układu nie ma już powrotu, w nim też się dusiłam. Potrzebna jest trzecia droga, zanim ją znajdę, postaram się dłużej nie tęsknić i przestać marudzić. Jeszcze niejeden brainstorming przede mną. Tymczasem pójdę na balkon pić mrożoną herbatę, zabiorę Zośkę na spacer, upiekę jagodzianki. Czy coś tam, w zasadzie to nic nie muszę - postaram z tego śmiać się, nie płakać.
Jak ja Cię rozumiem!
OdpowiedzUsuńno jak? :) trochę mi przykro, a trochę się cieszę. czy to jakiś uniwersalny los wszystkich myślących matek?
Usuńta kuchnia jest cudowna <3
OdpowiedzUsuńOd 17 tego roku życia pracuję...mój dzień zawsze wyglądał tak samo( bardzo podobnie do Twojego)...urodziłam dziecko w wieku 27 lat i po 4 miesiącach wróciłam do pracy...bo nie mogłam wytrzymać tej zmiany...dzisiaj żałuję, bo najpiękniejsze chwile z dzieckiem straciłam bezpowrotnie ;-). Dzisiaj na szczęście sytuacja jest całkiem inna: pracuję ale mam też czas na dom...nie wszystko jest idealnie ale akceptowalnie, a ja jestem szczęśliwa. Życzę Ci, żebyś odnalazła swój złoty środek. Dobrego i nie smutnego dnia dla Ciebie ;-)
OdpowiedzUsuńczyli wyleczona z pracoholizmu:) dziękuję, muszę się w końcu jakoś dowiedzieć, czego chcę, pozdrowienia!
Usuńtakie rozdroza i rozkroki są dobre w podjeciu ciekawych wyborów.. mysle ze znajdziesz saytsfakcjonującą cie drogę.. przekuj to co lubisz w cos co da ci prace ;)
OdpowiedzUsuńps. swoja drogą.. o rozkroku wiem duzo ;) pełen etat w ksiegowosci, drugi bo lubie jako fotograf , plus 2 blogi.. plus artykuły dla Ikea..plus ksiegowosc w domu.. plus szycie i wszystkie DIY w domu :) aa mam dziecko i męza o których dbam.. nie jestem pewna tylko czy dbam o siebie ;)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
Usuńszalona kobieto! już w połowie tego wymieniania miałam zapytać, czy o sobie pamiętasz:) Podziwiam, ale i przestrzegam - odrobina egoizmu jeszcze nikomu nie zaszkodziła!
Usuństaram się pamietać o sobie :) teraz mam ponad tydzien oddechu :) syn u babci :) a ja troche korzystałam z zycia :) moze nie zachowuje równowagi idealnej .. ale po 8 dniach wiem.. ze zbytnie rozleniwienie nie dla mnie ;)
UsuńAgnieszko, pięknie piszesz o swoich odczuciach... To niesamowicie ważne, żeby znaleźć ten złoty środek na życie. Rozumiem Cię doskonale. Jednak czytam Twojego bloga od kilku miesięcy i wiem, że perspektywy przed Tobą szerokie. Życzę więc powodzenia! I do dzieła! :)
OdpowiedzUsuńdodajesz skrzydeł - dziękuję!
UsuńBo najbardziej tęsknimy za tym, czego w danej chwili już nie mamy. I najbardziej to wtedy doceniamy.
OdpowiedzUsuńo, właśnie to dokładnie chciałam napisać. niestety chyba taka nasza natura człowiecza, że zawsze, gdzie się znajdziemy, w jakiejkolwiek sytuacji życiowej, to wytworzymy w sobie jakieś pokłady marudzenia i wybrzydzania. dlatego stop z tym i proszę się cieszyć tym, co masz, czym los Cię na ten czas obdarował. chwila wytchnienia w domu, z dzieckiem i obserwowanie jego rozwoju, to naprawdę rzecz, na którą nie wszyscy mogą sobie pozwolić :)
UsuńHej Polka, ja miałam tak samo jak Ola Zebra i Ty - moją Walę poznałam dopiero w jej wieku 5 lat jak przyjechałam do Szwecji. Pracowałam tu jakiś czas, ale to był tylko moment w drodze do celu. Nie chcę już pracować w korpo - teraz się uczę - Wala jest obecnie na wakacjach u Dziadków w Polsce i już się męczę pozornością życia, ale za 3 tygodnie wpadnę w kierat i wtedy to będę umęczona ;-) trzymaj się i nie dawaj buziaki - damy radę
OdpowiedzUsuńCiężki ten żywot nasz babski, no - ty też się trzymaj!
UsuńOch jak ja dobrze Cie rozumiem. Marzylam przez lata, zeby odejsc z korporacji, brzydzil mnie ten swiat. Teraz na macierzynskim troche tesknie tylko nie wiem dokladnie za czym, bo przeciez nie za bezdusznym korporacyjnym srodowiskiem?
OdpowiedzUsuńZa sobą publiczną może?
UsuńChyba tak. I za soba w czystych ciuchach, nie pokrytych mlekiem :)
UsuńZawsze jest jakieś trzecie wyjście. Życzę Ci byś je znalazła.
OdpowiedzUsuńdziękuję!
Usuńi ja mam takie rozterki..i wciąż szukam tej swojej właściwej najlepszej dla mnie drogi..
OdpowiedzUsuńpiękne masz skorupki w kuchni :)
dzięki, to moja słabość:) powodzenia!
Usuńoj tak :( a może same nie wiemy, czego chcemy (może wszystko na raz to jednak za dużo)? wiem jedno, że mimo tego, że moja praca zawodowa nie jest spełnieniem moich marzeń, to kiedy wychodziłam pierwszy raz z domu (po długiej urlopowej przerwie wychowawczej i macierzyńskiej) poczułam, że to dla mnie jakaś szansa, by całkiem nie zgnuśnieć przy praniu, gotowaniu, opiekowaniu, bawieniu, że zdobędę nową energię, że będzie lepiej. jak jest? tęsknię za tym, co masz teraz Ty, ale dzięki temu też umiem bardziej szanować weekendy, chwile poza pracą. godzenie bywa ciężkie, ale wybór jednej drogi zbyt bardzo ogranicza...
OdpowiedzUsuńwiele z nas ma podobne problemy, jak widzę. wszystko na raz - zdecydowanie za dużo. jedno z dwojga - za mało. no i jak żyć? :)
Usuńkażdemu zdarza się mieć chandrę, to nic złego czasem pomarudzić
OdpowiedzUsuńmieszkanko masz piękne, chętnie bym się w takim boso posnuła ...
dzięki!
UsuńBardzo dziękuje za ten post
OdpowiedzUsuńKawiarnia. Przyjazna mamom, szczególnie tym pracującym. Kącik dla dzieci i miejsc, w którym można podładować laptopa. Drewniana podłoga, duże okna, mnóstwo światła, biel na ścianach, piękne naczynia na stolikach. Własny biznes i własne dziecko trzymające się Twojej nogi. To jest sceneria, w której Cię widzę i chyba jakieś połączenie obu światów. ;)
OdpowiedzUsuńBrzmi to jak opis mojego marzenia :) jeśli tylko będę mieć jaja i przestanę się bać:)
UsuńTo ten... "pieprzony rozkrok", ale z takim zapleczem jak Twoje dasz rade, a starsza jestem, a starszych trzeba sluchac! Pozdrowienia z goracego Londynu! Joanna
OdpowiedzUsuńDobrze, ciociu, dziękuję:)
UsuńNie jestem az tyle starsza, ale niech bedzie i tak :)pozdrowienia
UsuńTez przez to przechodzilam i odkrylam, ze to nie tesknota za korporacja, a ludzmi, innymi niz wlasne dzieci czy partner. Zycze Ci pogodzenia obu sfer :-) Piekne mieszkanie, swietny blog i sliczna coreczka. Powodzenia .
OdpowiedzUsuńPewnie masz rację, głównie za ludźmi, ale myślę, że też i innymi niż te domowe wyzwaniami:) dziękuję! :)
UsuńO, widzisz, jak łądnie to ujęłaś "nic nie muszę" - od kilku miesięcy to moje motto życiowe :)))
OdpowiedzUsuńSwoją drogą, ja lubię trochę te stukające obcasy i lubię łazić pół dnia w szlafroku:) Robię to i to - czyli chyba harmonia?? Życzmy sobie harmonii!! (i mam nadzieję, że nogi Ci nie puchną w te upały...)
To chyba harmonia:) zazdroszczę! (a nogi nie puchną na szczęście:))
UsuńSkąd my to znamy? Wygląda na to, że niemal każda z nas ma takie rozterki. Sam tytuł wpisu sugeruje, że ludzie mają większe problemy, ale czy to umniejsza nasze? Jestem przekonana, że prędzej czy później odkryjesz tę trzecią drogę i uda Ci się wszystko zgrać. Mocno w to wierzę, bo tego samego życzę również sobie, za chwilę stanę przed podobnym do Twojego dylematem. Tylu ludziom się udało znaleźć spełnienie, dlaczego z nami miałoby być inaczej? Trzymam kciuki i pozdrawiam :-)
OdpowiedzUsuńdziękuje, to ja trzymam też za Ciebie!
UsuńPost sensowny i bardzo prawdziwy,ale dzis wczytuje sie rowniez w komentarze i stwierdzam ze kazds z nas jest inna ale wiele ma podobne rozterki,marzenia i potrzeby. To takie budujace;)
OdpowiedzUsuńoj tak - doskonale rozumiem Twoje uczucia, tęsknotę i rozterkę. W dodatku kochana w ciąży jesteś "nieprzypadkiem"?? :)- ło matko polko... tak to już jest, że kobieta zmienną jest... kiedy siedzi w domu tęskni za obcasami, szerokim usmiechem i tymi wtedy "ogromnymi" dylematami i problemami, kiedy natomiast ma szpilki i całą tą metaforę z nimi związaną, chce usiąść niczym stara zmęczona baba, gotować, siać, pielić i dzieci tulić :) chyba nie ma sensu zastanawiać się jakie zycie jest lepsze... wszystko się zmienia, idziemy do przodu i dajemy wszystko TO ,aby i nasze dzieci mogły mieć pokoleniowe babskie problemy pierwszego świata....pozdrawiam Cię!!! ja mam dzisiaj tak miły dzien, że aż się boję ,że coś mnie tu pod koniec dnia zabije :D
OdpowiedzUsuńWitaj . Od niedawna czytam Twoj blog. Jest kobiecy, delikatny subtelny a zarazem ma swoj charakterek. Mam podobne rozterki. W przeciagu 5 lat moje zycie sie zmieniło. Wczesniej pracowałam w duzych korporacjach przygoda na 7 lat. Moze malo, ale w przeciagu 7 lat nazbieralo sie bagazu doswiadczen. Mam to juz za soba. Od 5 lat mieszkam tez w inny panstwie i wychowuje synka. Czuje sie jakbym zostala zawieszona. Bardzo brakuje mi kontaktow z ludzmi a zarazem niewyobrazam sobie aby nie uczestniczyc codziennie w zyciu synka.
OdpowiedzUsuńKocham moje dziecko, ale jesli cos nie zrobie dla siebie to zgusnieje...
Podobnie jak Ty zastanawiam sie jaki miec pomysl na siebie.
Pozdrawiam