Kto by spał w łóżku, jak można w namiocie? Po co przebierać się gdzie indziej, jak można w tipi?
Jedzenie przy stole też jakoś strasznie wieje nudą, odkąd jest u nas to cudo. Początkowo mnie to bawiło, przez moment denerwowało, gdy musiałam przemeblować pół pokoju, żeby znalazło dobre miejsce. A, i wtedy, gdy trzeba było szykować jej posłanie, a potem z trudem mościłam swój bebzol i ledwo łapałam oddech, czytając w środku wieczorne bajki. Ale czytałam, jak na indiańską matkę przystało, dzielnie znosząc niewygody sytuacji - Brzemienny Poranek normalnie. Dziś, po pięciu dniach spędzonych z Zośką w domu, mam ochotę na mowy dziękczynne i pisałabym peany na cześć Teepee. Te cztery kije i naciągnięta nań brudnoróżowa bawełna, odkąd zajęły kąt pokoju Zofii, sprawiły nam już mnóstwo frajdy (no i trochę też niewygód, ale o tym zapomnijmy w obliczu uzyskanych korzyści). Jak ciężko nadążyć za zamkniętym w domu dzieckiem chorym na chorobę tyle dziwną, co nieodczuwalną, wie tylko ten, kto to przeżył. Rumień zakaźny, bo o nim mowa, przyozdobił tylko trochę skórę panny Zosi, zarumienił nieco lico (sic!), nic nie odejmując jej życiowej energii i kreatywności. Cztery kije i bawełna (tworzące razem skądinąd wyjątkowo gustowną konstrukcję) dawały mi upojne chwile wytchnienia od puzzli, gier, zabaw w dzidzię, stajnię, siostry i koleżanki szkolne. W takich chwilach naprawdę cieszę się, że piszę bloga o ładnych rzeczach:)
Wielką frajdę mamy też z kolejnego upominku - cudownego zestawu walizek Mini Labo z Little Room. Jako miłośniczka francuskiego designu i ilustracji dla dzieci, szaleję za produktami tej marki. Zośka, jako (prawie) pięcioletnia dziewczynka szaleje za kolorowymi walizeczkami. Oczywiście nie byłoby prawdą, że walizki uratowały nam życie w chorobie, ale z pewnością prezentują się przepięknie, a to zawsze radość.
o Boziu chłopcy chyba mniej obsługowi jednak są :))))) mają na pewno mniejszą wyobraźnię jeśli chodzi o wymyślanie zajęć z matką ,bo samochodami po dywanie sami jeżdżą ,albo walki dinozaurów przeprowadzają ....a jak zdrowi to wystarczy kawałek podwórka lub placu i piłka do kopania :))))))
OdpowiedzUsuńMy ten rumień niedawno też przerobiliśmy aczkolwiek w wieku bardziej nastoletnim już :))
genialne te tipi :) kiedyś bawiłam się kocem :) robiło się porty pod biurkami :D a teraz :D to już wyższy poziom :D
OdpowiedzUsuńPiękne walizeczki, zresztą cały pokój Zosi taki śliczny, przemyślany każdy detal, super wnętrze..podoba mi się pomysł z alfabetem na ścianie, a tipi rewelacyjne. Fakt że dla dorosłego niewygodne ale ile radości dla dziecka. Zdrowia dla córeczki.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Iwona
uwielbiam tipi! Sama pamietam moje z dziecinstwa zolte z indianami ilez byl radochy! A potem byl namiot rozmiby w ogrodku, cale lato w nim spedzalismy z dzieciakami z okolicy
OdpowiedzUsuńZdrówka życzę i zabaw na podwórku !
OdpowiedzUsuńAle ten namiocik chodzi mi po głowie ale tak myślę, że za jakiś czas trzeba będzie może uszyć. Fajny jest. pozdrawiam
moja córka też wielce obsorbująca kiedy chora, więc zazdroszczę tego trafnego wybodu zabawki :) to ogromna ulga :D jak nic... i zdrowia życzę mimo wszystko
OdpowiedzUsuńtipi mnie kreci od dawna ;) i jak małego wysle do babci na wakacje 10dniowe to mam w planach takie tipi własnie mu zrobic do pokoju ;) zobaczymy co on na to :) walizki piekne. Ja mam kilka w pokoju syna co prawda bardziej trakich chłopiecych we wzory.. ale narazie stoją poza zasiegiem Yosiego.. bo juz na przykładziej jednej walizki ( całe szczescie najtanszej) pokazał mi co on z nimi potrafi robić ;)
OdpowiedzUsuńfajny namiocik:)))) ja jednak nie wymienię naszego z Biedzi, który w 10 sekund się składa i chowa za szafę:)
OdpowiedzUsuńMój syn to samo. Absorbujący na maksa, wiecznie nadający i oczekujący ciągłego odbioru :)) ale chyba na tym polega wspólne życie, wolę takie niż obok siebie i nijakie :) Razem gotujemy, bawimy sie w dom i zamieniamy rolami, kiedy to on jest mamusią, a ja syneczkiem, dokładnie tak ;) udajemy dobrych kolegów, albo skłócone dinozaury, toczymy walki transformersów, urządzamy wyścigi aut, naprawiamy samochody, albo kopiemy w piłę... w chwilach znużenia gramy w planszówki, czytamy... na szczęście jego i moje lubię ten wspólnie spędzany czas i celebruję jak Wy każdą chwilę :))
OdpowiedzUsuńtipi jakis czas temu zmajstrowałam sama jako alternatywę (i ratunek) dla wiecznie budowanych przez syna po kątach domków z poduszek, przesuwanych stolików i przewracanych krzeseł. Taak, tipi daje wytchnienie i ład w pełnym znaczeniu :)
Btw, uwielbiam Was babeczki oglądać :) pozdrawiam :)
Przecudowny ten namiot! Tzn tipi...Nam musiał w dzieciństwie wystarczyć koc i krzesła ;)
OdpowiedzUsuń