Chciałabym zostawić jej po sobie więcej niż oczy, trzy tony bibelotów, niecierpliwość i umiejętność łączenia kolorów. Cieszy mnie jej świetna pamięć i bogate słownictwo, lubię sądzić, że maczałam w tym palce.
Lubię rozpoznawać w niej moje nawyki i odruchy, jak wtedy, gdy nieproszona po skończonej zabawie sprząta klocki albo pędzi z chusteczką, kiedy kichnę. Widzę siebie niestety też, gdy wkurza się, jak jej coś nie wychodzi i gdy złości się, jak jej się coś karze.
Nie oczekuję dozgonnej wdzięczności za powołanie na ten świat, za wykarmienie własną piersią, za nieprzespane noce, ani nawet za te kilka lat wycierania tyłka. Przyznaję - rozczarowało by mnie, gdyby tuż po maturze wyruszyła podbijać w świat i dzwoniła raz do roku przed Gwiazdką. Przyznaję, liczę na więcej, mam nadzieję, że będzie blisko, bo będzie tego chciała, bo będzie mnie potrzebować. Obojętnie czy po dobrą radę, czy, żeby się pochichrać, czy na szarlotkę. Najlepiej po wszystko na raz. Nie uzurpuję sobie w jej życiu roli przyjaciółki, tych pozna i straci z pewnością wiele, ja wolę być jej matką. Taką od poważnych rozmów o tym, czemu najgłośniej szczekają małe psy (i jak to się ma do dziewczynki z podwórka) i tą od kąpieli w pianie. Matką od głaskania, przytulania i tą, na której można polegać, bo jak coś obieca, to tak będzie, zawsze.
Chciałabym być też matką przewidywalną, stoicki spokój w obliczu jej humorów i huraganów to dla mnie wyzwanie, czasem się udaje, a czasami nie. Porażki na tym polu bolą najbardziej. Zośka jest moją życiową lekcją cierpliwości, jest niepokorna i uparta, nie poddaje się łatwo zabiegom wychowawczym i tak jak słodka, potrafi być zbuntowana i nieznośna. Potrafię przepraszać, zawsze to robię po tym, jak się uniosę, ale i tak mam potem kaca przez dwa tygodnie. Po ostatniej takiej nerwowej sytuacji usłyszałam wiele przykrych słów na temat tego, jaką matką jestem. Płakałam potem bardzo długo, bolało jak już dawno nic. To przykre, jak ktoś tak krzywdząco generalizuje, gdy ktoś bliski tylko krytycznie ocenia, zamiast zrozumieć. A najbardziej przykre, że ten ktoś jest moją własną matką.
Dlatego dziś w Dzień Matki marzę, by to wszystko było łatwiejsze, żeby ciut łatwiej było mi być matką córce i córką matce. W obu tych rolach przydałaby mi się odpowiedź na pytanie: jak wziąć z własnej matki to, co najlepsze, a jej błędów nie powielać? Jak daleko może upaść jabłko od jabłoni? Czy można być dla swojego dziecka lepszą matką niż jest dla Ciebie twoja własna? Czy naiwnością jest liczyć, że moje błędy i występki rozmyją się jakoś w morzu mojej matczynej miłości?
Jeśli dowiem się kiedykolwiek, to pewnie dopiero na starość. Dziś tego nie wydumam.Więc teraz idę do mamy, dam jej prezenty, które trzymam w szafie od miesiąca. Idę do mamy po Zośkę, jej kwiatki i laurki już pewnie gotowe.
pięknie napisane . prawdziwie.
OdpowiedzUsuńOdkąd jestem mamą .. zrobiłam się miękka jak wafelek po wymoczeniu w kawie :-) Czytając Cię najprościej w świecie się spłakałam .. Bo tak pięknie i prawdziwie .. bo ujęłaś wszystko to co najważniejsze .. i tak bardzo mogę odnieść to do siebie ..do nas ..
OdpowiedzUsuńPięknie . Dziękuje !
Nie wiem jak Ty to robisz, że wszystko umiesz ubrać w słowa tak lekko i prawdziwie zarazem. Zastanawiam się jak można umieć tak pisać o błahych sprawach, że wciąga jak niejeden bestseller. Dzięki za szczerość!
OdpowiedzUsuń"błahych" na pierwszy rzut oka..
UsuńPięknie :)
OdpowiedzUsuńWzruszylam sie. Tak. Ja tez mam wurzuty sumienia, choćby po ostatnim weekendzie. Ale ja słucham od meza. Chcialabym byc taka jak moja mama, spokojna i wywazona. Tylko ona punkt 16 wchodzila do domu i do 3 roku życia byla ze mna non stop. Teraz jest inaczej. I tak bym chciala byc cierpliwa, spedzac kazda chwile z synkiem.
OdpowiedzUsuńCudny post! Cudne zdjęcia!
OdpowiedzUsuńPieknie napisane. Dziekuje.
OdpowiedzUsuńwiesz że chętnie tu zaglądam czytam od dechy do dechy każdy post i myślę
OdpowiedzUsuńu nas też tak jest
też przez to przechodzę
też nie zawsze mam 100% cierpliwość
też kocham te cząsteczki siebie ............
i pewnie się powtórzę ale cudnie być mamą
mimo iż odpowiedzialność ogromna ale radość nie do opisania
pzdr serd
i wszystkiego najlepszego:-)
pięknie napisane...cudowne zdjęcia ...ślicznie tu u Ciebie zostaję na dłużej:-)pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńTekst naprawdę dobry, dawno nie przeczytałam czegoś tak ładnie opisującego trudną relację matka-córka . A teraz komplementy : Zosia przesłodka, bardzo zmieniła się i teraz jest już panienką ; z kolei Mama na każdym zdjęciu wygląda bardzo ładnie jednak uważam ,że obecnie jest Wspaniale, wyglądasz kwitnąco i promiennie :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWzruszające. Autentycznie oczy mi się zaszkliły. Mam niespełna dwuletniego chłopca i zapewne wychowywanie dziewczynki i chłopaka różni się. Jednak znajduję w tym tekście spójne ze sobą rzeczy, moje rozterki, moje pragnienia. Świetnie to ubrałaś w słowa. A zdjęcia mmm szczególnie to w trzecim rzędzie od góry - rozbrajające! Wszystkiego dobrego!
OdpowiedzUsuńGenerelanie nie warto za długo się nad tym wszystkim zastanawiać. Każda matka i każda córka jest tylko człowiekiem i nic, co ludzkie nie jest nam obce. A fotki Wasze przecudne:)) I w zasadzie one najlepiej pokazują, o co w tym wszystkim chodzi.
OdpowiedzUsuńLubię patrzeć, czytać i doświadczać czyjegoś szczęścia. Zarówno najbliższych jak i tych obcych, dlatego zadumałam się czytając ten wpis, bo z pewnością jesteś najszczęśliwsza na świecie, pomimo przykrych chwil, a przecież każdy takie ma :)
OdpowiedzUsuń