Dziś rano nie mogę nacieszyć się Zośką, nie umiem nasycić się jej uśmiechem, zapachem, nie mogę najeść się nią i zacałuję chyba. Brzuch zagłaszczę.
Dziś doceniam urodę codzienności bardziej niż kiedykolwiek. Dziś kocham życie mocniej niż jeszcze przedwczoraj. Jeszcze większą radość czerpię z kwitnącego bzu i błękitnego nieba. Przyjemności życia dziś dostrzegam lepiej i szczęścia moje przeróżne doceniam bardziej. Bo żyję, siedzę tu przy kuchennym stole i piszę, popijając herbatę. Bo Zośka jest w przedszkolu, bawi się teraz pewnie z dzieciakami na dworze. A dziś ten kuchenny stół, herbata, i to przedszkole, dziś ten kwitnący bez nie są tak oczywiste jak były jeszcze przedwczoraj, kiedy o mały włos mogłam to wszystko stracić.
Bo komuś się spieszyło, bo ktoś nie pomyślał, nie spojrzał, nie przewidział. Samochód wyleciał mi pod same koła, gdy jechałyśmy sobie spokojnie z Zośką drogą z pierwszeństwem. Nie podejrzewając niczego, gadając sobie wesoło we wtorkowe popołudnie tuż po deszczu. Niesamowite jest to, jak człowiek w takiej sytuacji niemal do końca ma nadzieję, że nic złego mu się nie stanie. Ciekawe, czy Ci, którzy giną na drogach, też tak myślą. Dopiero ostatnia sekunda przed hukiem nie zostawia złudzeń - o cholera, hamuję, ale i tak w niego wjeżdżam. Trzask blachy i brzęk szkła, a potem przez chwilę taki zastój i cisza, stoję na środku skrzyżowania, spod maski mi dymi, serce wali jak szalone. Ciszę przerywa płacz Zośki, łapie się za brzuch i klatkę piersiową, krzyczy, że boli. Ale żyjemy, mogę wstać i szybko wyjąć ją z fotelika, tulić najmocniej jak potrafię, żeby przestała trząść się ze strachu. Boli mnie brzuch, z auta wciąż cieknie i dymi. Odkrywam o sobie, że jednak myślę i działam, wyłączam silnik, proszę o pomoc w zepchnięciu auta, ściskam Zośkę i jednocześnie wyciągam torebkę, jedną ręką ją tulę, drugą macam dokumenty i telefon, ręce mi drżą, ale udaje mi się zadzwonić - rozsądek wygrywa i do rodziców, którzy są blisko, zamiast do męża, który daleko. Potem jeszcze wycie syren, zamieszanie, mówi do mnie za dużo ludzi na raz, jednocześnie tulę Zośkę, dmucham w balonik, podaję pesele, martwię się czy samochód nie wybuchnie i o rzeczy z bagażnika, boli mnie brzuch i boję się.
To był bardzo długi dzień, czekało nas jeszcze wiele wyczerpujących godzin w szpitalu, podczas których zastanawiałam się sto razy, co by było gdyby. Gdybym jednak pojechała inną drogą, albo gdybym załatwiła sprawy wcześniej, albo gdyby nie korek, gdyby nie deszcz. Wtedy może nic by się nie stało, spałybyśmy teraz spokojnie w domu, a moja rakieta stała sobie bezpiecznie pod domem. A gdybym jechała szybciej? A gdybyśmy jednak kupili mniejszy samochód? A gdybym nie zapięła pasów? Nie chciałam wiedzieć co wtedy. Dziś boli mnie szyja i kark, ale moje dzieci są całe i zdrowe. Tylko nie mam już samochodu i wciąż się zastanawiam, co by było gdyby. Słabość ludzkiego umysłu chce wierzyć, że to miało jakiś sens. Bo może przy następnym wypadzie za miasto stałoby się coś gorszego i dobrze, że w ten w miarę niegroźny sposób dowiedziałam się, że poduszki powietrzne nie zadziałały. Chciałabym umieć skończyć to gdybanie, przerwać lawinę myśli, przypomina mi się taki wiersz:
Zdarzyć się musiało.
Zdarzyło się wcześniej. Później. Bliżej. Dalej.
Zdarzyło się nie tobie.
Ocalałeś, bo byłeś pierwszy.
Ocalałeś, bo byłeś ostatni.
Bo sam. Bo ludzie. Bo w lewo. Bo w prawo.
Bo padał deszcz. Bo padał cień.
Bo panowała słoneczna pogoda.
Na szczęście był tam las.
Na szczęście nie było drzew.
Na szczęście szyna, hak, belka, hamulec, framuga, zakręt, milimetr, sekunda.
Na szczęście brzytwa pływała po wodzie.
Wskutek, ponieważ, a jednak, pomimo.
Co by to było, gdyby ręka, noga,
o krok. o włos
od zbiegu okoliczności.
Więc jesteś?
Prosto z uchylonej jeszcze chwili?
Sieć była jednooka, a ty przez to oko?
Nie umiem się nadziwić, namilczeć się temu.
Posłuchaj.
jak mi prędko bije twoje serce."
"Wszelki wypadek" Wisława Szymborska
ojej, czytam i nie wierzę, jak dobrze, że tak to się skończyło i że jesteście całe? nic Wam się nie stało??
OdpowiedzUsuńwiersz bardzo pasujący i dopełniający Twoje myśli...
a ja właśnie oglądałam Was w IKEA live i mnie tu przekierowało, jak to dobrze że nic się Wam nie stało...
Matko! Horror przeszłaś... pewnie jeszcze teraz bije Ci mocno skołatane serce :( Cud, że Wam się nic nie stało! :*
OdpowiedzUsuńZawsze gdy sranie się "coś" człowiek bardziej docenia to co ma i bardziej się z tego cieszy. Dobrze, że jest w miarę dobrze ( w miarę bo przecież te wątpliwości pozostaną na zawsze- co by było gdyby ;-()... cieszę się, że nie stało się nic złego. Udanego weekendu dla Was...spokojnieszego
OdpowiedzUsuńAga, dreszcze mnie przeszły, jak czytałam i szczerze, to nie wiem co mam napisać więcej - wiersz oddaje wszystko.......
OdpowiedzUsuńKochana,zew zruszeniem czytalam ten tekst, sama mialam dachowanie na autostradzie,kompletnie skasowany samochod i wiem co czujesz...Melanai miala 3 meisice wtedy, na szczescie jechalam bez niej, kazdy sie dzwiil ze przezylam ja sama tez....i moje zycie zmienilo sie od tego momentu....jak dobrzez ze Wam nic sie nie stalo....caluje Was
OdpowiedzUsuńCIESZĘ SIĘ ZE JESTEŚCIE CAŁE/LI :)
OdpowiedzUsuńNiedawno czytałam wywiad Anity Lipnickiej, która opowiadała, iż miała podobną sytuację do Twojej Agnieszko, zderzenie, a właściwie najechanie i też jechała z córą.
OdpowiedzUsuńI, że po tym powstał tekst do piosenki Sen Laury, ten fragment mówi wiele
"Zbieram dowody istnienia, czegoś więcej
niż rzeczy w biegu i czasu w locie.
Jestem tym, co pamiętam,
mam puste ręce
i przed oczyma film.
Co będzie potem?"
Spokoju życzę, naściskania i nacałowania:)
Okropne przeżycie! Współczuję i cieszę się,że nic wam się nie stało!!! Jak to człowiek nie może być pewien tego,co czeka go za kilka chwil. Wystarczy jedno zdarzenie a często życie staje do góry nogami.
OdpowiedzUsuńTrzymajcie się cieplutko!
Ściskam.
Aga ściskam mocno...no może nie za mocno, bo wszystko Cię boli. Kurcze, ale to wszystko takie nieprzewidywalne....Dobrze, że nic się nie stało.
OdpowiedzUsuńKochana, aż zamarłam! Jak dobrze, że nic Wam się nie stało! Że Ktoś miał Was w opiece! Odpoczywaj teraz, tul Zosię, dbajcie o swój spokój i komfort, niech złe doświadczenia ulecą...
OdpowiedzUsuńciarki mam... jak dobrze, że jesteście całe i że piszesz. Och! ciesz się kochana, ciesz codziennie i nigdy nie przestawaj, życie jest cudem!
OdpowiedzUsuń"Słabość ludzkiego umysłu chce wierzyć, że to miało jakiś sens" - słabość, a może jednak ... siła ? To przekonanie ,że wszystko co nas spotyka daje nam jakąś lekcję. I że nawet trudne sytuacje wzmacniają nas, dają siłę, pozwalają doceniać priorytety. I tak myślę, że tym własnie silne umysły róznią sie od słabych, że taka wiara szybciej pozwalają poradzić sobie z tym, co nas dotyka, porusza, co trudne.
OdpowiedzUsuńCiepło pozdrawiam,
Ewelina
Dobrze, ze o tym piszesz, mówisz, wyrzucasz z siebie kłębiące się myśli. To jest jedna z tych sytuacji, że nie jesteśmy w stanie nie myśleć co by było gdyby... Smutek i radość jednocześnie. Uświadamiamy sobie kruchość naszego życia i zarazem piękno tego jedynego. I wszystko nabiera innych barw.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i życzę ukojenia dla "co by było gdyby".
Monika.
Współczuję strasznie tej sytuacji... Cieszę się, że nic Wam się nie stało!
OdpowiedzUsuńOstatnio miałam taką sytuację z rowerzystą, postanowił wjechać rozpędzony na pasy, mimo że miał czerwone światło. Było ciemno, ledwo go zauważyłam i z jeszcze większym trudem zahamowałam na mokrej jezdni.. Otrzepał się i pojechał dalej a ja przez parę następnych dni miałam w głowie mętlik i jedną myśl - co by było gdybym go przejechała...
o matko i córko, całe szczęście, że jesteście całe i zdrowe!! Trzymajcie się ciepło!
OdpowiedzUsuńTo teraz życzę już tylko pokoju w serduchu… Ściskam:)
OdpowiedzUsuńDaje do myślenia ogromnie. Przeglądam sobie facebooka, patrzę: "ale ładne bzy u Polki" i daję odruchowego "lajka", po czym odkrywam, do jakiego wpisu te bzy prowadzą. Do bardzo refleksyjnego i poważnego wpisu. Który po przeczytaniu skłania do gdybania, do wczuwania się w tę sytuację, wyobrażania sobie, co bym ja zrobiła, gdyby. Ja zostaję z tymi myślami na jeszcze parę chwil i dziękuję za to, a w zamian wysyłam mnóstwo pozytywnej energii, coby te złe wspomnienia jak najszybciej zatrzeć.
OdpowiedzUsuńWspółczuję bardzo,ale jednocześnie cieszę się że całej Waszej trójce nic się nie stało,bo zamarłam czytając ten wpis. Ciesz się każdą chwilą i nie myśl,co by było gdyby...Jest tu i teraz. Jesteście całe i razem i to jest najważniejsze. Spokoju życzę i oby ten Anioł stale nad Wami czuwał :-)
OdpowiedzUsuńŻycie to jedna wielka niewiadoma. Nie myśl co by było bo to donikąd nie prowadzi... cieszyć się każdą chwilą! Niech tak wygląda życie :) dobrze, że jesteście całe!
OdpowiedzUsuńRety, kochana, dzięki Bogu, że jesteście całe i zdrowe.
OdpowiedzUsuńSerdeczne pozdrowienia.
Dzięki Wam wszystkim za te krzepiące słowa, jesteście w dechę! Dobrze jest mieć gdzie wypowiedzieć te wszystkie myśli, od razu łatwiej pójść dalej, zostawić przykrości za sobą.
OdpowiedzUsuńJak dobrze,ze Wam nic sie nie stalo!!!Teraz tylko żeby Zosia szybko zapomniała,o ile to możliwe...
OdpowiedzUsuńEch, szkoda słów... :(((
OdpowiedzUsuńŻycie jest cudem, ale jest też bardzo kruche, a my nie zawsze doceniamy to co mamy:) A dziś na śniadaniu z blogerkami to chyba Cię widziałam:)
OdpowiedzUsuńOjej czytając ten post cały czas myślałam o Ździśku, bo Wy wiadomo, ze dacie radę zawsze:) wkoncu kobitki:) dobrze, ze wszystko dobrze.
OdpowiedzUsuńjak dobrze że nic się Wam nie stało...
OdpowiedzUsuń