Na pytanie: "kariera czy dzieci" odpowiadam: jedno i drugie.
To z wygody - nigdy w życiu nie miałam tak blisko do pracy. Wstaję rano i już, gotowe. Wciskam guzik w ekspresie i czuję się jak w korpokuchni. No, prawie, bo jednak o 8 rano rzadko bywam w garsonce. Ale jakie to praktyczne - nie tracę rano czasu na ubieranie, makijaż, dojazdy, tylko siup - wyskakuję z łóżka i jestem. Nic, że w piżamce, taki mamy dress code w naszym open-spejsie. Jakie my? No ja i mój team, rzecz jasna. Stawiam na młodość, to dlatego średnia wieku moich współpracownic wynosi niecałe trzy lata. Zasadniczo tylko wyglądają, przydają się też czasem jako dostarczycielki tematów. W końcu niejedno wielkie dzieło zrodziło się z cierpienia.
Próbowałaś kiedyś w swoim biurze pełnić wszystkie funkcje na raz, od
dyrektora kreatywnego, przez zarządzającego, po zaopatrzeniowca i
sprzątaczkę? Próbowałaś zabrać dzieci do pracy? Spędzić dzień w biurze ze swoim glutem? Karmić piersią podczas porannego zebrania? Machać grzechotką i pisać maile jednocześnie? Umiesz zebrać myśli i pisać dobre teksty, poganiana stękiem trzymiesięczniaka, który nauczył się właśnie przewracać na brzuch oraz zaczął bojkotować siedzenie w leżaczku? A może potrafisz odizolować się od bodźców z zewnątrz i skupić w pobliżu brudnych naczyń, niepościelonych łóżek i wiszącego prania? Bo ja nie, kurdebalans.
Staram się, ale średnio raz w tygodniu ryczę, że rzucę to wszystko w cholerę, bo tak dłużej się nie da. Problem wszystkich pracujących matek małych dzieci - w domu wyrzuty z powodu zaległości w pracy, w pracy poczucie winy, że nie jest się z dzieckiem. Mój mały wyrzut siedzi obok i się na mnie gapi, gdy zamiast stymulować jej rozwój, obrabiam zdjęcia. Jak większość młodych matek miota się między domem a pracą, tak i ja się miotam, tylko że w miejscu, ale to żadne ułatwienie, to tylko sprawia, że ja jeszcze dodatkowo się duszę. Po co to robię? Bo nie cierpię garsonek. Bo kocham mój młody team i nigdzie na świecie nie znajdę równie inspirujących współpracownic. Bo korpokuchnie rzadko bywają wyposażone w miętowe maty i
pastelowe naczynia. Bo lubię pisać w piżamie i nauczyłam się to robić
karmiąc. Bo choć przeklinam tę marną fuchę biurowej sprzątaczki, to już
te pozostałe lubię bardzo i szczerze wątpię, czy gdzieś poza moim
officem mogłabym zostać kreatywną albo zarządzającą. Bo nie chcę
wybierać.
Mój dom to moje natchnienie i mój ciężar. Moja wolność i moje więzienie. To mój plan zdjęciowy i moje biuro. Prywatny open-space, w którym, żeby pisać dowcipne teksty, muszę najpierw odkurzyć i umyć kibel. To moja sfera prywatna i publiczna. Mój obowiązek i moja przyjemność. To moja rodzina i moja praca. Dbam o niego, jak tylko potrafię, bo to moje wszystko.
Mój dom to moje natchnienie i mój ciężar. Moja wolność i moje więzienie. To mój plan zdjęciowy i moje biuro. Prywatny open-space, w którym, żeby pisać dowcipne teksty, muszę najpierw odkurzyć i umyć kibel. To moja sfera prywatna i publiczna. Mój obowiązek i moja przyjemność. To moja rodzina i moja praca. Dbam o niego, jak tylko potrafię, bo to moje wszystko.
Wreszcie oprawiłam i powiesiłam nowe plakaty w mojej korpokuchni, są wśród nich też bardzo adekwatne do miejsca pracy, bo motywacyjne. Plakaty: "Today is a good day to have a great day", "I'm sorry for what I said when I was hungry", "Przelicznik Kulinarny", "Celebrate the little things" - Lemon Ducky
No podłodze w kuchni pojawiła się miętowa mata z wiosennej kolekcji Rice ze sklepu Livebeautifully. Stamtąd też były moje ostatnie kuchenne nowości.Możecie je teraz kupić taniej, bo jeszcze przez dziesięć dni obowiązuje tam kod rabatowy dla moich czytelników:
A te cztery drewniane matrioszki od Sketch Inc to mój osobisty dowód na to, że marzenia się spełniają. Wzdychałam do nich od dawna, jednak zawsze były jakieś ważniejsze wydatki, no i trzeba było je sprowadzać z zagranicy, a to często kłopotliwe. Trafiłam na nie ostatnio w nowo otwartym, genialnym sklepie z gadżetami dla dzieci - Kalaluszek. Okazało się, że właścicielka czeka na dostawę, a na stanie ma jedynie lekko uszkodzony zestaw, który - uwaga, uwaga - wysłała mi za darmo (sic!). O mało nie posikałam się ze szczęścia, gdy wyciągałam jedną z drugiej, kolejną to ładniejszą. Kocham je miłością zboczoną i nikomu nie pozwolę ich dotknąć.
Matrioszki Sketch Inc - Kalaluszek
Piękne te Twoje współpracownice :)
OdpowiedzUsuńBoże Ty nawet pianki do kakao masz w odpowiednim designie, zwariowałam
OdpowiedzUsuńAle pianek nie ma w złym designie! Znam tylko te - z Tigera i z M&S jeszcze, jedne i drugie mają ładne opakowania :)
UsuńMama to najcięższy etat, bo 24-godzinny :) Ja już niedługo też podejmę ten etat, nawet podwójnie. Piękne zdjęcia! Inspirujesz! Zastanawiałam się,czy kolor minty jest odpowiedni dla dziewczynki.Jest! Teraz wiem mniej więcej jak będę rozróżniać moje bliźniaczki. Róż i mięta ;) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńCudnie! Powodzenia na podwójnym etacie:)
UsuńJesteś taka świetna w tym jak piszesz i co piszesz i zabawna, że aż nie wiem jak to powiedzieć
OdpowiedzUsuńno weeeź, teraz ja nie wiem, co powiedzieć :)
Usuńjak ja ciebie rozumiem hehe. dzisiaj mialam na stanie swoja 5latke z glutem, i 2 miesieczna... caly czas zapominalam ze po feriach i 14 letnia w szkole ( nie mial kto mi kawy zrobic). zostalam mistrzynia pisania i obslugi programu graficznego jedna reka.. da sie hehe.. ostanie grafiki robilam 3 palcami ahah. ale za to gulasz ugotowalysmy juz o 10 przed poludniem:)
OdpowiedzUsuńWiecie co lubię najbardziej w byciu kurą domową, że gdy się zacznie wiosna i lato to większość ludzi będzie od 8 do 16 w robocie, zamknięci w 4 ścianach. A ja całe dnie na dworze ehhhh już tylko o tym marzę :) chyba troszkę wybiegłam do przodu, ale co tam, POLKA ma tulipany na stole to chyba też o wiośnie myśli :)
OdpowiedzUsuńMyślę, myślę i już się nie mogę doczekać tych spacerów w słońcu, gdy inni będą w pracy :)
Usuńpiękny tekst napisałaś! zgadzam się w 100%
OdpowiedzUsuńTaki już los matki. Albo w garsonce z wyrzutami sumienia, że dziecko w placówce, a nie przy cycku, albo w domu na wszystkich możliwych etatach, w ciągłym rozkroku między tym co chce, a tym, co musi. Ja z dwojga złego wolę w piżamie i z moim glutem :-)
OdpowiedzUsuńno ja chyba też, chociaż tęsknię do pisania obiema rękami :)
UsuńJakie podobne do siebie te Twoje współpracownice. Śliczne są!!!
OdpowiedzUsuńJa też uwielbiam to domowe biuro i moch dwóch współpracowników, tyle, że u nas średnia wieku młoszych to 7 lat:) i dwóch chłopcaków.
Mata w kuchni piękna!
Pozdrawiam!
czaro białe baby najlepsze;)
OdpowiedzUsuńU Was zawsze jest tak perfekcyjnie! Jestem pełna podziwu... naprawdę. Zapewne jesteście inspiracją dla wielu - dla nas też!
OdpowiedzUsuńwww.MartynaG.pl
Czytam ten post przy biurku w pracy i szczerze Ci zazdroszczę :) Choć ciążę mam dopiero przed sobą już teraz wiem, że podzielę Twój los. Przypuszczam, że macierzyństwo to najlepszy projekt zawodowy jaki może się wydarzyć.
OdpowiedzUsuńTo chyba zależy jakie macierzyństwo i dla kogo...na pewno jest to...mhmm...wyzwanie! :) poza tym piszę o swoim domu jak o pracy przede wszystkim dlatego, że to tu pracuję nad blogiem, jednocześnie zajmując się domem i dziećmi.
UsuńJak Ty to świetnie ujęłaś!!! Zgadzam się z Tobą w 100%, sama to przeżywałam i nadal przeżywam wielokrotnie, zwłaszcza w weekendy chociaż moje córy już nieco starsze, średnia wieku to 5,5 ;) Pracuję zawodowo, ale otwarcie mówię już od jakiegoś czasu, że życie ucieka i tak bardzo chciałabym spędzać z NIMI więcej czasu, dlatego gdybym tylko mogła to z chęcią oddałabym się 100% pracy w korpo-domie ;) Ściana w kuchni wygląda rewelacyjnie!!! Uwielbiam typografie :)
OdpowiedzUsuńCześć Polka,
OdpowiedzUsuńmożesz przypomnieć skąd masz te kubeczki z inicjałami dziewczyn?
Scandiloft :)
UsuńŚwietne zdjęcia, dziewczyny git!
OdpowiedzUsuńpiekne dzieci, śliczny dom, wspaniała mama :)
OdpowiedzUsuńsuper!
pozdrawiam
Haha, uśmiałam się, bo mam podobnie. Z tą korpokuchnią, dresscodem i mopowaniem pomiędzy poszczególnymi "projektami" w pracy ;-) Tyle, że mój team realizuje się w przedszkolu :-)
OdpowiedzUsuńBuuu, a gdzie Hope? :-(
Hope w pokoju, nie bój żaby! :)
UsuńUfff.... ;-)
Usuń:-*
dzieciaki słódziaki :)
OdpowiedzUsuńna 10 zdjęciu od góry widać jak młodsza już idzie w ślady mamy i "robi fotczi"...
OdpowiedzUsuńjesteś dzielna jak my wszystkie Mamy!
mama 3 dzieci : 15, 10 i rok
Świetny tekst i taki prawdziwy. Szczerze kibicuje w dalszych projektach zawodowo-życiowych :)
OdpowiedzUsuńDzięki!
UsuńKocham miętę i turkus...piękne zdjęcia...takie słodkie, aż do ..schrupania :)
OdpowiedzUsuńzazdroszczę korpokuchni...
ps. uwielbiam twoje wpisy...
ja nauczyłam sie obrabiać zdjęcia z dzieckiem biegającym i skaczącym po naszym łózku za moimi plecami , co jakiś czas wieszającym się na mnie i marudzącym do ucha o zmianę piosenki.. lub krzyczącym "mama patrz!" i matka musi wykecić nie naturalnie głowę choćby na chwilę ;p ewentualnie z dzieckiem ( prawie 3 latkiem) ułożonym na moich kolanach z głową na mojej prawej ręce ( tej którą manewruję myszką !) bombiącym kaszkę z butelki i ciągnącym mnie za włosy w tym samym momencie.. jeśli mogę pracować w takich warunkach to mogę wszystko ;)))
OdpowiedzUsuńja tak jak ty posiadam nie umiejetnosc skupienia sie na pracy w bałaganie ;)
ps. matrioszki boskie i rozumiem twoje zboczenie, choc nie moje kolory ;)
Matki - najlepsi multitaskerzy!
UsuńJa też uwielbiam miętę i turkus, błękitny również. Mata kuchenna jest przepiękna - marzy mi się taka.. tylko cena trochę zaporowa.. :/ a możesz zdradzić nazwę farby którą pomalowany jest taboret z ikei? mój cały czas jest lity i czeka na odpowiednią farbę, a ta mięta jest idealna! :)
OdpowiedzUsuńWpis świetny - jak zwykle rozbawia do łez! :)
dobrałam odcień z mieszalnika - farba Flugger do drewna z Castoramy
UsuńPS. nie ma nic piękniejszego niż robić to, co się lubi i co sprawia przyjemność, nawet jeśli bywa trudno, ale wtedy nie czuje się zmęczenia a praca przestaje być pracą - tylko przyjemnością. Tobie się to udaje i tak trzymaj! :) nie ukrywam, że zazdroszczę. :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że zaczyna się powoli doceniać pracę kobiet w domu, do czego przykładają się takie osoby jak Ty. Piękne uśmiechy maluchów, co ta za leżaczek-bujaczek? pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńLeżaczek Bright Starts, jeszcze po Zośce. A pracę w domu doceniać należy, tyle, że ja dom nazywam biurem nie tylko z powodu domowych obowiązków, ale dlatego, że tu pracuję - prowadzę bloga: robię zdjęcia, piszę itd.
Usuńrozumiem twoje rozterki tak dobrze - a od wrzesnia wracam do pracy plus to co teraz robie a maluchy w domu :( ech...
OdpowiedzUsuńale Ci fajnie z tymi matrioszkami - zeby mi sie tak marzenia chcialy spelniac :D pozdrawiam
jak juz chwile pouzytkujesz mate to pisz jak wrazenia bo mnie kusi cos na plytki w kuchni bo zimno a z drugiej strony boje sie czyszczenia- ostatnio z 6jajek zrobilam jajecznice na podlodze i ratunkiem byly plytki :P
mogę Ci od razu powiedzieć, że trzeba od czasu do czasu wyszorować w wannie i wywiesić na balkonie - już miałam w kuchni takie maty. A takie nagłe wypadki jak te jajka na bieżąco wycierać i już:)
Usuńw tle widziałam piękne pudełko na guziczek i mini pianki proszę o informację gdzie je można kupić
OdpowiedzUsuńPudełko - Present Time, pianki - Tiger.
UsuńDobrze to ujęłaś :DD A foty tak cudne, że zamiast tych plakatów powinny na ścianie wisieć :)
OdpowiedzUsuńPrawdziwy tekst o matkach pracujących !! Tylko niektóre muszą wciskać sie w te garsonki :-)
OdpowiedzUsuńA ja dzięki Tobie w prawdziwej korpokuchni mam ogromną przyjemność mając błyskotliwa lekturę do obrzydliwej korpokawy:) ujelas temat idealnie. . Moje dwa smyki w domu , ja zasuwam z wyrzutami sumienia a jednak w domu tęsknię za openspacem i toną maili..i gdzie tu logika Agnieszko. .?:)
OdpowiedzUsuńNie ma w tym logiki, jest typowe kobiece rozdarcie. Znam to, rozwiązania nie znam :) mnie też czasem ciągnie gdzieś bardziej "do ludzi"
UsuńOtworzyłam firmę będą c w domu z dziećmi...i pracuję z nimi u nogi i jest ok:)))Ps. tylko ja porządku takiego nie mam:P
OdpowiedzUsuńMoże nie będę mówić, że zazdroszczę, bo dzieci nie mam i nie wiem co to znaczy siedzieć z nimi tyle czasu w domu i wszystko ogarniać :P Ale na pewno Twoja praca oraz biuro podoba mi sie bardzo i nie miałabym nic przeciwko gdybym kiedyś miała podobne! Twoja Asystentka może spodziewać się ode mnie telefonu. next week ;)
OdpowiedzUsuńOk, tylko do starszej zadzwoń, bo młodsza mogłaby go zjeść zamiast odebrać :)
UsuńPodobają mi się te ramki :D Sama myślałam o tym, żeby zrobić samodzielnie cytaty i najlepsze grafiki z moich gazet (zboczenie zawodowe) i właśnie w takich ramkach to wyeksponować.
OdpowiedzUsuń"taki mamy dress code w naszym open-spejsie" - dobrze powiedziane, żadna singielka w garsoneczce nie podskoczy :)
PS. Twoja córka ma niesamowite rzęsy!
Fajne zdjecia! Mlode robia miny jak zawodowe modelki :) Oby wiecej takich przytulnych miejsc pracy :D
OdpowiedzUsuńDywan jest mega! Lecę go obejrzeć :)
OdpowiedzUsuńJak ja kocham Cię czytać! I już, już miałam pytać skąd mata i czy jest w innym kolorze, a tu bach, kod rabatowy, link do sklepu. Lecę na zakupy :D
OdpowiedzUsuńAgnieszka
a gdzie można nabyć taki fajny plakat ze zwierzętami?
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPrzeczytanie takiego posta to jak spotkanie z grupą wsparcia na warsztatach psychologicznych :)
OdpowiedzUsuńUśmiecham się i łączę "w bólu" jednocześnie! ;)))
Pozdrawiam,
Mama Ignacego i Juliana :)
Cudowny tekst. Doskonale wiem co czujesz. Chociaż sama mam tylko jedną współpracownicę, która 3 dni w tygodniu spędza u Dziadków, to i tak nie wiem w co ręce włożyć. Wyrzuty sumienia, gdy zamiast ogarniać mieszkanie piszę posty czy pakuje paczki, a gdy sprzątam z tyłu głowy chodzą myśli, że zaniedbuje pracę. Nie mówię już o zaniedbaniu kreatywnego rozwoju mojego dziecka :) A i tak to kocham! Nie ma to jak domowa korporacja.
OdpowiedzUsuń