Stałam w nocy przy oknie, z wysokiego piętra patrzyłam na miasto.
To była Warszawa, nocowaliśmy w jakimś obcym mieszkaniu. Dziewczynki już spały, a ja stałam i patrzyłam z góry. Coś dziwnego spadało z nieba, leciało powoli między szczytami budynków, zniżając swój lot. Poruszało się jak helikopter, kształtem przypominało wagonik zabawkowej kolejki. Nagle zaczęło płonąć, leciało w dół jak kula ognia, której światło ukazało następne...były ich dziesiątki, setki, wszystkie w pewnym momencie wybuchały i płonąc szybowały w dół, powoli, lecz nieuchronnie, wirowały nad miastem jak jakieś śmiercionośne płatki śniegu. A więc stało się - pomyślałam - wojna. Zaczyna się tu i teraz na moich oczach. Dzieci! Chronić dzieci! Schować gdzieś, zabrać, jezusmaria, ale gdzie?! Jesteśmy przecież w tej cholernej Warszawie, mamy ze sobą tylko kilka ubrań i nie wiem, gdzie się ukryć!
Podniosłam się gwałtownie, z trudem łapiąc oddech i wybuchłam płaczem. Poczułam strach o dzieci tak silny, że poryczałam się i trzęsłam z przerażenia. Jeszcze kilka razy budziłam się tej nocy, potrzebując chwili, żeby uzmysłowić sobie, że wszystko jest w porządku. Długo nie mogłam zasnąć, zastanawiałam się, co bym zrobiła, gdyby rzeczywiście zaczęła się wojna, gdyby obudziło mnie bombardowanie czy strzały. Co bym ze sobą zabrała, dokąd uciekła? Jak obroniłabym dziewczynki? Ten sen spowodował, że zaczęłam analizować takie czarne scenariusze. No wiecie - czy powinnam trzymać gotówkę w skarpecie? Mieć generator prądu i zapasy wody pitnej w piwnicy? Żeby mieć jakiś plan na wypadek gdyby szaleństwo Wladimira okazało się jeszcze bardziej szalone.
Ten sen sprawił też, że rano o mało nie podusiłam dziewczyn, o mało nie połamałam im kości od uścisków, bliska byłam zacałowania. Tuliłam to małe mocno i delikatnie jednocześnie, wąchałam łapczywie, ze łzami w oczach napawałam się jej śmiesznym gaworzeniem. Jak dobrze, że ona zna tylko dobro i ciepło. Jak dobrze, że Zośka może być teraz w szkole, a my w tym łóżku. Mój mąż w pracy, a nie na froncie. Jak cudownie mieć to życie i swoje w nim problemy - mieć za mało: odpoczynku, misek do sałat i pokoi w mieszkaniu. Nie mieć: czasu na ufarbowanie włosów, etatu ani planów na wakacje. Mieć: dzieci, męża, rodziców, dom, spokój i miłość. Tyle spokoju mieć i tyle miłości!
Hania o poranku kulała się na kudłatym dywaniku z Ikei i w produktach Maylily:
Sesja powstała jako swoista rozgrzewka przed ciekawym projektem, który będę realizowała z tą marką. O jego owocach poinformuję Was w swoim czasie :)
piżamka - Zara Home Kids
Jest idealna grubiutka cudna Hanka.
OdpowiedzUsuńStrach o dzieci jest nieodłączny i daje matkom przewagę nad resztą świata, że czujemy bezwarunkowo miłość i troskę.
Przepiękne zdjęcia!
Odkąd wybuchła wojna na Ukrainie często też o tym myślę.I o ludziach,którzy tam mieszkają.Moja babcia zawsze powtarzała,że nie ma nic gorszego od wojny,śmierci i choroby.Z resztą zawsze można sobie dać radę.Niestety muszę przyznać,że gdyby coś się wydarzyło wyjechałaby m z kraju.Może nie powinnam tak otwarcie o tym pisać ale rodzina jest dla mnie ważniejsza niż nasz kraj,Ich bezpieczenstwo nijak się ma do kryzysów,konfliktów i wojen jakie nam serwują politycy.
OdpowiedzUsuńSłodka jest ta niunia ;)
OdpowiedzUsuńŚwięte słowa ciotka i oby tak zostało! No może poza tymi wakacjami, mam nadzieje, że uda się Wam jednak gdzieś wyjechać ;)
OdpowiedzUsuńNie budzę się w nocy, ale oglądam wiadomości i w głowie mi się nie mieści, że świat może być taki dziwny. Jeszcze niedawno wszystko było ok, znajomi wyjeżdżali na Ukrainę na wakacje, sama też taką wycieczkę planowałam. A teraz patrzymy na zrujnowane miasta, świeże groby, krew i dzieci żyjące w piwnicach. I te, które nie miały tyle szczęścia i już nie żyją. Obrazy jak na historycznych zdjęciach Warszawy zaraz po powstaniu, tylko teraz jakość fotografii lepsza i wszystko w kolorze. To jest tak absurdalne... taki głupi żart. Rosjanie płaczą, Ukraińcy płaczą, tylko jedna osoba chichocze. I poczucie winy, że nie daliśmy rady temu zapobiec. Smutno.
OdpowiedzUsuńSkończyłam właśnie seans "Snajpera" i z ulgą wstałam z fotela dziękując za to co mam. Trafnie to wszystko ujęłaś, Pola Dot...
OdpowiedzUsuńTeż tak czasem mam i te chwile pomagają mi docenić to co jest tu i teraz. To że mamy siebie i wspólne plany i nie ma co narzekać bo życie jest kruche... Celebrujmy nasze małe, proste chwile: )
OdpowiedzUsuńAh! jak ja uwielbiam te Wasze kolory!
OdpowiedzUsuńTak mało z naszego życia doceniamy..
OdpowiedzUsuńTeż mam czasem takie myśli... Z jednej strony wydają się totalnie absurdalne, bo przecież żyjemy w XXI wieku, w cywilizowanym świecie, a z drugiej wystarczy spojrzeć na wschód. Dlatego pilnuję tego co mam i pilnuję choćby tego żeby nie położyć się spać pokłócona z M. Szkoda życia na pierdoły ;)
OdpowiedzUsuńSłodka jest! :)
UsuńTeż często się boję patrząc na te obrazki w telewizji zza naszej wschodniej granicy. Zwłaszcza te rodziny, które w obawie przed bombardowaniem siedzą w piwnicach bloków, te malutkie dzieci, które nie mogą wyjść na zwyczajny spacer z rodzicami. A przecież tak niedawno w 2012 w Doniecku rozgrywane były mecze Mistrzostw Europy. Arena w Doniecku tętniła życiem!
OdpowiedzUsuńPięknie to napisałaś ... Ja, w tej okropnej Anglii, taka sie czuje odcięta od problemu... A on jest... Niestety
OdpowiedzUsuńOd jakiegoś czasu mam jak ty..nawet ostatnio wczoraj... a Hanka pięknie się tarza w pięknych szmatkach
OdpowiedzUsuńMój Syn ostatnio pytał "a co zrobimy jak wybuchnie u Nas wojna?"... :(
OdpowiedzUsuństaram się ograniczać oglądanie wiadomości do minimum. z drugiej strony nie mam wpływu na to co się stanie. tez się boję. staram się aby strach nie przysłonił mi cieszenia z tego co mam i kim jestem...
ale ten lęk z tyłu głowy nie znika...
Dziękuję Bogu, że żyjemy w kraju w którym jest pokój. Gdy widzę rodziny w zbombardowanych ukraińskich miastach, pozbawione pracy, jedzenia, dachu nad głową; matki martwiące się o los dzieci wiem, że mamy tak wiele za co możemy dziękować...
OdpowiedzUsuńDziękuję za ten wpis. Już myślałam, że tylko ja spoglądał z lękiem w stronę działań Putina. Jest za co dziękować, ale nie na co usypuac czujnosci.
OdpowiedzUsuńPolko najdroższa! Historia lubi się powtarzać, bo w twoją rocznicę wykonania testu ciążowego zrobiłam takowy i ja. Wygląda na to, że będzie październikowo/ listopadowy bejbul :D A tak marzyłam o wkraczaniu w cały ten noworodkowo- macierzyński świat wiosną! Majowe spacerki z wózkiem w cieniu kwitnącego bzu, kawki na trawie... A tu taka dupa blada w moim uporządkowanym i zawsze pod kontrolą życiu :) Powiedz, że jesienne dzieciaki też są super. Uściski.
OdpowiedzUsuńPS: Jeszcze chwilę pozostanę anonimowa, bo to news nieoficjalny :P
Ależ z niej jest słodziak <3
OdpowiedzUsuńTeż miałam ostatnio taki sen.stałam nad łóżkiem małej potem i wslczyłam z sobą, aby jej nie wziąć w ramiona, nie obudzić i gdzieś nie uciec...
OdpowiedzUsuńTeż się boję... Nie mam dzieci, ale boję się, jak cholera! O męża, o bliskich, o siebie... Mam nadzieję, że te obawy są zupełnie niepotrzebne. Przecudne zdjęcia zrobiłaś!
OdpowiedzUsuńFajna ta Twoja córa, coraz ładniejsza :) A ja mam niedosyt przepisów na śniadanka do szkoły, moja córka jest w drugiej klasie, nie lubi kanapek, wiec musze sie troche gimnastykowac, by zapewnic jej cos zdrowego i pozywnego - moze rzucialbys kiedys wiecej pomyslow? Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń