Męczą mnie te kontrowersje wokół Halloween, nie zamierzam się bulwersować ani pseudopatriotycznie nawoływać do wskrzeszenia Dziadów.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą halloween. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą halloween. Pokaż wszystkie posty
czwartek, 30 października 2014
czwartek, 31 października 2013
nabzdryngolić się jesiennie
Jesień, nie jesień, przychodzi weekend i człowiek chce się napić. W sumie to nie wiem, czy człowiek chce, ale ja chętnie. Wraz z nadejściem zaawansowanej jesieni trzeba jednak odstawić na bok orzeźwiające napitki, piwo i białe wino zostawmy sobie na przyszłoroczne upalne wieczory. Zimne drinki lać w bolące gardła też jakoś nie za bardzo. Sex on the Beach, jak sama nazwa wskazuje, lepiej sprawdza się letnią porą, Pina colada to dość awangardowy pomysł na zimne listopadowe wieczory. Jesienią mam wkręt na jesienność w każdej okołospożywczej materii, jesienią należy nabzdryngolić się jesiennie. Teraz jest czas na dyniowe mikstury i poncze, cidery na ciepło z cynamonem i karmelem, na figowe martini, gruszkowe fikołki oraz korzenne grzańce wszelkiej maści. Teraz na stół wkraczają burbony i rumy, imbirowe sznapsy, jabłkowe cydry. Klikajcie i miksujcie, konieczność podniesienia temperatury ciała od wewnątrz to dobra wymówka. Zresztą co to za alkohol, to kompociki i deserki, tyle że z prądem, phi.
Miksujcie i pijcie na zdrowie!
Z rozgrzewającym pozdrowieniem,
Wasza
A.
...
Fall or not, when the weekend comes, a man wants a drink. To be honest I'm not quite sure if a man wants it, but I do. When the fall comes, cold refreshments have to step aside, you better leave beers and white wine for next year's hot evenings. To pour cold spirits in aching throats does not seem like a good idea either. Sex on the Beach, like the name suggests, better matches with summertime. Pina colada is a pretty avant-garde idea for a November evening . In the autumn I get hooked on autumn-ness in each food and drink matter, in the autumn one should get tipsy autumn-style. Now it's the time for pumpkin mixtures and and ponches, warmed up ciders with cinnamon and caramel, fig martinis, pear coctails and spicy hot drinks of all kinds. Click the links and start mixing, the need to enhance your insides' temperature is a good enough excuse. It's not a serious alcohol anyway, they're like compotes or desserts, just a little bit strengthened, huh!
Go mix it and cheers to you!
With warming greetings,
Yours,
A.
keep calm and bake on (oraz muffinki-sowy)
Muszę się Wam do czegoś przyznać. Wczoraj zwątpiłam, bardzo zwątpiłam w to, co tu wyprawiam. Ale od początku. Moje dziecko poszło samo na pierwszą w życiu imprezę. Weszliśmy w ten kostiumowo-wizytowy okres, więc poczułam, że muszę stanąć na wysokości zadania. Niby wiem, że pierwsze Haloween to nie takie wielkie halo jak na przykład pierwsza komunia, ale jednak, mój perfekcjonistyczny umysł wypełniły wizualizacje. W głowie miałam te wszystkie wystylizowane babeczki i cake-popsy, ciasteczka i smakołyki w kształcie trupów, czaszek, przystrojone mózgami, pajęczynami, małe mumie i pająki pojawiły się w mojej głowie i chciałam zrobić je wszystkie. Łatwizna, widziałam na Pintereście przecież. Ja nie dam rady? Ja przecież prowadzę bloga semi-kulinarnego, ja się świetnie na tym znam i dekorowanie ciasteczek to dla mnie jak splunąć. Pająki, czaszki i mózgi, ja Was wszystkie wytworzę i wyprodukuję ku powszechnemu zachwytowi wszystkich.
Im bliżej dnia zero, tym moje plany robią się skromniejsze, tym mniej mam czasu, mocy i fantazji, brakuje mi wyrafinowanych cukierniczych dodatków, deficyt mam też siły i ochoty. W dniu zero mocy, fantazji i siły zostało już tyle, co brudu za paznokciem. I kiedy tak półprzytomna ze zmęczenia o 22-iej wyjęłam z pieca blachę muffinów i zaczęłam żałosne próby wystylizowania ich haloweenowo, wyrażałam się o nich tak, że dobrze, że Zośka już spała. Wulgaryzmy wszelkiej maści wypływały z moich ust, gdy kolejne cholerne ciasteczka łamały się i odpadały, gdy ubabrana czekoladą po łokcie musiałam stwierdzić, że nie umiem mnożyć i za mało ich kupiłam, by stworzyć muffinki-sowy.
Moje próby kreatywnego wybrnięcia z sytuacji skończyły się rozpaczliwie, nie miałam składników na mózgi ani na pająki, zaczęłam więc przyklejać im (muffinkom) oczka. Patrzyło teraz na mnie swoimi cukrowymi oczami kilka babeczek, patrzyły z wyrzutem, postanowiłam więc doprawić im buźki. Dokleiłam żelkowe szczęki. Efekt był kompletnie żałosny, patrzyło teraz na mnie osiem czekoladowych karpii, wyglądały jakby błagały o litość i powrót do wanny. Nie dość, że miały te rozdziawione, gumowe paszcze, to jeszcze oczka miały jakieś takie puste. Zaczęłam więc wypełniać je - na dużą cukrową kuleczkę mała cukrowa kuleczka, taka całkiem malutka. Pędzelek, woda, kuleczki wpadają w czekoladę, topią się i gubią.
Moje próby kreatywnego wybrnięcia z sytuacji skończyły się rozpaczliwie, nie miałam składników na mózgi ani na pająki, zaczęłam więc przyklejać im (muffinkom) oczka. Patrzyło teraz na mnie swoimi cukrowymi oczami kilka babeczek, patrzyły z wyrzutem, postanowiłam więc doprawić im buźki. Dokleiłam żelkowe szczęki. Efekt był kompletnie żałosny, patrzyło teraz na mnie osiem czekoladowych karpii, wyglądały jakby błagały o litość i powrót do wanny. Nie dość, że miały te rozdziawione, gumowe paszcze, to jeszcze oczka miały jakieś takie puste. Zaczęłam więc wypełniać je - na dużą cukrową kuleczkę mała cukrowa kuleczka, taka całkiem malutka. Pędzelek, woda, kuleczki wpadają w czekoladę, topią się i gubią.
I tu następuje moment kulminacyjny tej opowieści. Poczułam wtedy absurd sytuacji - jest 23-cia, jestem kobietą wykształconą i pracującą i oto ze łzami w oczach nanoszę mokrym pędzelkiem oczy czekoladowym karpiom. Ja przecież przeczytałam Heideggera i Wittgensteina! Ja rozprawki i eseje pisałam na tematy filozoficzne i ważne, dyskutowałam o tekstach feministek, ja klasyczne teorie socjologiczne zdałam na piątkę, i jak skończyłam?! Oczy babeczkom przyklejam, choć padam na ryj.
Ostatecznie wyszło nieźle, te sowy nawet całkiem spoko, gorzej prezentowały się te pseudo-mumie, następcy karpików. To nauczka, że nie da się wszystkiego, idealnie, perfekcyjnie, mimo wszystko, w środku nocy, jak te roboty z pinteresta.
Czekoladowe muffiny:
(ok.20 niskich babeczek)
• 1 i 1/2 szklanki mąki pszennej
• 3/4 szklanki cukru
• 1/4 - 1/3 szklanki kakao
• 1 łyżeczka sody oczyszczonej
• 1/3 łyżeczki soli
• 1/2 szklanki wody
• 1/2 szklanki maślanki lub jogurtu naturalnego
• 1/3 szklanki oliwy lub oleju roślinnego
• 1 łyżka rumu (likieru smakowego lub octu winnego)
źródło: Kwestia Smaku
Do dekoracji:
Czekoladę rozpuścić w kąpieli wodnej i rozsmarować na ostygniętych babeczkach. Ciasteczka rozłożyć na pół, na każdym ułożyć jedną drażę, leciutko docisnąć. Tak powstałe sowie oczy delikatnie nakleić na babeczkę, na środku zrobić nos z połowy drażetki.
To jeden z łatwiejszych sposobów na robiące wrażenie stylizowane wypieki, olejcie te wszystkie mózgi, mumie i duchy. Poczułam w tej rozpaczy nad "karpiami", że nie muszę być utalentowanym cukiernikiem, bo jestem już przecież: pielęgniarką, sprzątaczką, kochanką, kucharką, dekoratorką, animatorką, psychologiem dziecięcym, specjalistką od marketingu i piaru, blogerką.
Więc wyluzujcie, moje drogie, nie ma się co porywać z motyką na słońce, nie dajcie się omamić Pinterestowym dziwactwom.
Czekoladowe muffiny:
(ok.20 niskich babeczek)
• 1 i 1/2 szklanki mąki pszennej
• 3/4 szklanki cukru
• 1/4 - 1/3 szklanki kakao
• 1 łyżeczka sody oczyszczonej
• 1/3 łyżeczki soli
• 1/2 szklanki wody
• 1/2 szklanki maślanki lub jogurtu naturalnego
• 1/3 szklanki oliwy lub oleju roślinnego
• 1 łyżka rumu (likieru smakowego lub octu winnego)
- Mąkę przesiać do miski, dodać cukier, kakao, sodę, sól, wymieszać.
- Do suchych składników wlać mokre: wodę, maślankę lub jogurt, oliwę lub olej oraz rum (likier lub ocet winny). Delikatnie połączyć składniki mieszając łyżką.
- Papilotki napełnić masą do połowy wysokości, chcemy uzyskać niskie babeczki, żeby oczy sowom nie spadały.
- Wstawić do piekarnika i piec przez 25 minut. Po tym czasie patyczek wetknięty w środek powinien być suchy.
źródło: Kwestia Smaku
Do dekoracji:
- ciasteczka Oreo lub inne ciemne markizy z białym kremem (pod dwa ciastka na babeczkę)
- M&M's lub inne draże
- tabliczka czekolady (gorzka lub mleczna, wedle uznania)
Czekoladę rozpuścić w kąpieli wodnej i rozsmarować na ostygniętych babeczkach. Ciasteczka rozłożyć na pół, na każdym ułożyć jedną drażę, leciutko docisnąć. Tak powstałe sowie oczy delikatnie nakleić na babeczkę, na środku zrobić nos z połowy drażetki.
To jeden z łatwiejszych sposobów na robiące wrażenie stylizowane wypieki, olejcie te wszystkie mózgi, mumie i duchy. Poczułam w tej rozpaczy nad "karpiami", że nie muszę być utalentowanym cukiernikiem, bo jestem już przecież: pielęgniarką, sprzątaczką, kochanką, kucharką, dekoratorką, animatorką, psychologiem dziecięcym, specjalistką od marketingu i piaru, blogerką.
Więc wyluzujcie, moje drogie, nie ma się co porywać z motyką na słońce, nie dajcie się omamić Pinterestowym dziwactwom.
P.S: Musicie wiedzieć coś jeszcze - po cichu czytam Chujową Panią Domu i ryczę ze śmiechu.
Etykiety:
baking,
cookies,
dzieci,
femininity,
halloween,
kids,
kobiecość,
macierzyństwo,
motherhood,
muffinki,
muffins,
owls,
party,
przyjęcie,
sowy,
wypieki
Subskrybuj:
Posty (Atom)
loading..