poniedziałek, 9 września 2013

jesienne stylówy na żałobę po lecie

Pewnie już nudna jestem z tymi romantycznymi wypocinami o zachodach słońca, pachnących lasach, dojrzałych pomidorach i całej tej letniej sielance. No uwielbiam po prostu te wszystkie wakacyjne smaczki, rozpływam się w zachwycie i nie mogę przestać. Uważam, że coś się komuś pomyliło, nie powinnam była urodzić się w tym kraju, za to idealnie nadaję się na cycatą Włoszkę, która gotuje makarony i piecze focaccie w sukience w kwiatki. 

Jestem natomiast cycatą Polką, która w sukienkach w kwiatki chadza maksymalnie trzy miesiące w roku, zdecydowanie mniej malownicze są te makaronowe kształty w płaszczach i kurtkach. Co zrobić? Jak żyć, pytam się, kiedy kończy się sezon na sukienki, zachody słońca i zimne białe wino w gorące noce? Jedyne rzeczy, które dają mi odrobinę frajdy z początków jesieni, jedyne powtarzam: nie żadne kasztany, żołędzie czy żółte liście. To jesienne owoce, warzywa i jesienne ciuchy. 

Dynie, patisony, śliwki i gruszki jeszcze wezmę na warsztat nie raz w najbliższych tygodniach. Dziś rozmyślam o trenczach, tweedowych marynarkach, przytulnych chustach i ciepłych szalach. Dziś wyciągam z szafy moje ukochane sznurowane oksfordy, grube rajstopy, wyciągnięte kardigany. Pastuję kozaki, wyciągam z kufra wełniane kominy i czapki. Przestawiam się z sandałów na wdzięczne retro półbuty, wyciągam grube chusty i z lubością zaplatam je na szyi. Wolałabym być cycatą Włoszką w sukience w kwiatki, bez dwóch zdań. Będę jednak teraz cycatą Polką w wełnianej marynarce z łatami na łokciach, w granatowym trenczu, ciepłych rajstopach i w nowych botkach. Szerokie biodra już nie są takie urocze w zimowych płaszczach, Monica Bellucci nie bez kozery chodzi zawsze w ołówkowych kieckach.

Nie jest to w sumie najlepszy sezon na takie postanowienia, bo wraz z nadejściem chłodnych wieczorów ciało domaga się gorącej czekolady i cynamonowego sernika, ale do tej jesiennej mody przydałoby mi się trochę wysmukleć. Od zimnych piw, letnich ciast z owocami, czekoladowych lodów i późnych kolacji za bardzo coś dupa urosła. Będę więc pichcić jesienne zupy i sałatki i smukleć do jesiennych spódnic. Tej zimy już na pewno będę lachonem w moich wysokich kozakach.















źródło: pinterest.com

11 komentarzy:

  1. pomimo wielkiej miłości do lata, jeszcze bardziej kocham jesień. I za ubrania. I za to, że można zakopać się wieczorem pod kocem z kawą z pianką, kakaem albo grzanym winem. Za szaliki, kominy i grube rajtki. Za kolory, zapachy. I za to, że można na spacerze szurać nogami w dywanie liści. A włoskie makarony idealnie mi do tej jesieni pasują ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. ładnie to napisałaś. no ok, szuranie też jest niezłe:) ale ciuchy i gruszki bardziej. makarony z grzybami, cięższe już takie niż te letnie, mhmmm, ale - jak napisałam, odstawiam je na rzecz ciepłych zup, rozpasałam się ostatnio przez tego bloga też:)

    OdpowiedzUsuń
  3. ależ cudne inspiracje, to moje kolory i mój styl. Uwielbiam lato, jednak początek jesieni również nie jest mi obojętny właśnie za te jesienne, ciepłe klimaty, za dynie, gruszki, soczyste jabłka, wełniane szale i swetry:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Milusio tu u Ciebie i bardzo apetycznie dlatego jeśli pozwolisz to zostanę na dłużej.

    OdpowiedzUsuń
  5. :) swetry i szale pomagają, nie da się ukryć:) uwielbiam takie kolory i faktury, a kombinowanie nowych jesiennych zestawów i kreacji trochę łagodzi ten smutek po lecie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ania, będę zaszczycona! Dziękuję:)

    OdpowiedzUsuń
  7. brązowizny mi w szafie brakuje

    OdpowiedzUsuń
  8. mhm, no to chyba niestety musisz iść na zakupy:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Koniecznie, czuję się zainspirowana tymi zdjęciami

    OdpowiedzUsuń
  10. Jestem pod wielkim wrażeniem. Świetny artykuł.

    OdpowiedzUsuń