Babski weekend. Zamiast zabiegów w spa miałam nocną nasiadówę we własnej łazience z mikrodermabrazją i maseczką (jest meeega). Zamiast kolorowych drineczków miałam herbatę z cytrynówką, wypitą samotnie przed komputerem. Kobiecy szoping w moim wydaniu to nie nowe fatałaszki, tylko ciepłe kozaki dla czterolatki, foremki do ciasteczek, brokat i sztuczny śnieg do ozdób choinkowych. Byłyśmy z Zośką same, dogadzałyśmy sobie od rana puszystymi pankejkami z żurawiną i skórką pomarańczową, pizzą na mieście, łaziłyśmy w piżamach do południa, wyklejając cyferki na kalendarzu adwentowym (jutro!). Zosia i ja, mama i córka, babskie sprawy, chichranie i spanie w przytuleniu, chociaż całe łóżko nasze. Nie chciałabym utrwalać w niej takiej kliszy, że jak babski dzień, to zakupy. Były też prace ręczne, rozmowy, wygłupy, książki, zabawki, malowanie. Ale lubię to, lubię oglądać z nią chomiczki na wystawie zoologicznego, przymierzać ubrania, oglądać duperele i tłumaczyć jej, dlaczego ich nie potrzebujemy. Jestem zawsze bardzo dumna, bo nigdy nie było u nas sklepowych histerii i wymuszania zakupów, dogadujemy się i umawiamy, na co możemy sobie pozwolić, na jakie atrakcje jest czas i kasa. Mądra moja.
Ja też byłam grzeczna na zakupach, nie kupiłam (prawie) nic niepotrzebnego. Dostałam tylko wewnętrznej histerii ze szczęścia na widok wielkiego akwarium, wypełnionego po brzegi ceramicznymi gałkami w nanu nana. Jak wygłodniałe dziecko w sklepie z cukierkami, zwariowałam. Następnego dnia odmieniłyśmy z młodą jej komodę, mama i córka, śrubokręt w dłoń i mebel jak nowy. Potem galeria świątecznych obrazków, podrukowałam jej różne Mikołaje, renifery i napisy, do tego sznur lampek i szyna nad biurkiem jest już adwentowa.
A jak Wam minął weekend? Jakieś przedświąteczne przygotowania?
Udanego tygodnia,
A.