piątek, 7 lutego 2014

ciało jako pole walki


Piszę te słowa ze świeżo pomalowanymi paznokciami, stukam w klawiaturkę jak paniusia różowymi opuszkami palców, uważając by ich nie uszkodzić. Piszę tuż po wyjściu z wanny, zażywszy kąpieli z natłuszczającymi olejkami, trzema różnymi preparatami oczyszczając, złuszczając i tonizując twarz, moje włosy w ręczniku wchłaniają (niech tylko spróbują nie wchłonąć) odżywcze podobno ingrediencje dwóch różnych odżywek.
Piszę do Was dzień po tym, jak spędziłam w kosmetycznym gabinecie cztery godziny na podsycaniu własnej próżności. 

Myślałam, że tego mi trzeba, ale tradycyjnie sytuacja była niejednoznaczna. Zamiast celebrować te chwile, gdy byłam obsługiwana, złuszczana i ujędrniana, z właściwą sobie ambiwalencją, oddałam się refleksjom, które te celebracje cokolwiek utrudniały. Im bardziej kosmetyczka złuszczała, tym bardziej ja czułam absurd tej sytuacji, im lepiej obsługiwała, tym gorzej się czułam. Leżałam zawinięta w folię jak parówka, mój cellulit się wygładzał boleśnie, trzęsłam się z zimna (to znak, że się wygładzało niby), ona (ta kosmetyczka) opowiadała mi o wszystkich zabiegach na popękane naczynka, rozstępy, zmarszczki i gruby tyłek, których i tak nigdy sobie nie zrobię. Zamiast zatopić się w chwili luksusu, dokonywałam w głowie po raz tysięczny dekonstrukcji kulturowego wzorca kobiecości. Całkowitej dekonstrukcji jak zwykle nie dokonawszy, zradykalizowałam jednak swoje poglądy na temat społecznie nakazanych rytuałów piękna (wybacz, kochanie, miałam się za Twoją kasę ujędrnić, a tymczasem coraz bliżej mi światopoglądowo do naturalistek).

Mam takie napady buntu, zazwyczaj wtedy, gdy mam deficyt czasu. Buntu przeciwko wszystkim tym nakazom i powinnościom wobec własnego ciała, w które dałam się (pop)kulturze wkręcić. Zazwyczaj dopada mnie to wtedy, gdy czuję, jak bardzo zrogowaciały mi pięty. Albo jak wiele siwych włosów znów powinnam przyfarbować. Tudzież, gdy wyrasta mi miś pod pachą. Przecież dopiero się tarkowałam/farbowałam/goliłam! To jest jak codzienna orka, bezustanna walka  z naturą - ja golę, one rosną, ja tarkuję, one rogowacieją, ja farbuję, one siwieją, nawilżam, a to wciąż wysycha. Ciągle coś się zmazuje, odpryskuje, opada, odrasta, kłuje. A ja wciąż poprawiam, maluję, kamufluję, natłuszczam, wyrywam...aż raz na jakiś mam dosyć. Mam ochotę wyhodować sobie włosy we wszystkich niedozwolonych miejscach, zarzucić wszystkie te i tak nic nie dające rytuały.

I pewnie zrobiłabym to, gdybym tylko potrafiła się zmusić do zmiany percepcji. Musiałoby mi się to podobać. Ciężko jest poczuciu estetyki ukształtowanemu przez prasę kobiecą, przemysł kosmetyczny i odzieżowy nagle postanowić: od dziś podobają mi się kobiety naturalne, grube, owłosione i nieumalowane, więc zostanę jedną z nich. Nawet gdyby mi się to udało (nie zostać kobietą owłosioną, tylko zmusić się do zmiany percepcji), pozostaje jeszcze jedna zasadnicza kwestia, a mianowicie kwestia społeczna. Jako socjologowi nie wypada mi jej ignorować, sankcje za niestosowanie się do kulturowego wzorca kobiecości są srogie. Raz nawet ze smutkiem czytałam manifest jednej takiej, co przestała golić pachy, opluwano ją tak, że ja już wiem - nie miałabym w sobie takiej siły, by to odeprzeć. 

Musiałoby być nas więcej, musiałybyśmy się jakoś razem zbuntować. Założyć jakąś Brygadę Owłosionej Pachy, czy coś. 

Tak jak one:






źródło: pinterest

Przełamuję tę swoją dulszczyznę, to pierwsze obrzydzenie, które też pewnie teraz czujesz i podziwiam je. Fajne są, wyeliminowały ze swojego życia jeden idiotyczny, zniewalający rytuał i wtedy, kiedy my się golimy, one mogą czytać książki, uczyć się chińskiego albo upiec chleb.

Tymczasem zmykam, muszę się jeszcze umalować.

19 komentarzy:

  1. oj zgadzam się że te wszystkie te kobiece rytualy i czasu zajmuja duzo a i kosztuja swoje ale coz fakt robimy to prawie jak roboty bo... boimy się braku akceptacji społeczeństwa i własnego odbicia w lustrze..ja zamartwiam sie czy wyskoczy mi krostka na twarzy ktora bedzie ze mna jak zwykle za dlugo czy tym razem moje hormony mnie oszczędza... szczegolnie gdy jest jakies wielkie wyjscie zawsze pojawia sie psikus...hehe zycie kobiet łatwe nie jest :)) choc ja lubie domowe peeligi, balsamowanie,:))))jak i farbowanie włosów i pazurkowe sprawy -czas na plotki bo mam kosmetyczne kolezanke wiec zawsze schodzi sie dluzej niz u zwyklej nieznajomej klientki no bo kawka, herbatka itd

    my Kobiety damy rade:))))))))))))

    buziak

    OdpowiedzUsuń
  2. laski postępują podobnie do tych o których był program cherry healey i fajnie, że nie chcą byś super gładkie, i nie poddają się ogólnie przyjętemu wizerunkowi kobiety, która ma ma być pozbawiona owłosienia świadczącego o jej dojrzałości

    OdpowiedzUsuń
  3. Dlatego kocham zimę :D O ile nie wybieram się na basen, mogę sobie zarastać do woli. Mojej połówce jakoś to nie przeszkadza. Chyba po 8 latach się po prostu przyzwyczaił :) Lato jest dla mnie udręką straszną, bo owłosienie mam porządne i na dobrą sprawę, żeby być gładką, musiałabym się golić codziennie. A skóra wtedy cierpi, staje się wrażliwa, bolesna, przesusza się... Kurde, kiedyś nasze babcie, ba! nawet jeszcze nasze mamy nie goliły nóg, ani pach i jakoś żyły... Dziwne czasy nastały....

    OdpowiedzUsuń
  4. Nieee, golenie pach to nie jest kwestia estetyki, tylko higieny.
    Nawilżanie popękanej skóry to w sumie kwestia zdrowia, bo jak już skrajnie wyschnie i pęka do krwi, to nie chce się goić miesiącami.
    Wszystko brzmi dość paskudnie, ale taki temat! Wiem, że nie notka nie miała być w stylu wątku z kafeterii: "golić, czy nie golić", tylko raczej "czemu, z jakich pubudek golić".
    Filozoficzne podejście do tematu to jedno, ale względy praktyczne to drugie. Nie ma nic gorszego, niż wyskubane do zera brwi i odrysowane od szklanki kreski zamiast nich, ale z drugiej strony- parę zbędnych włosków nad ustami u kobiety... niby nieszkodliwe, ale po co hodować, skoro można się pozbyć i wyglądać dużo lepiej.

    OdpowiedzUsuń
  5. W związku ze zmorą jaką jest moje owłosienie, golę je rytualnie co 2 dni siedząc w wannie cha, nie znoszę tego, ale nie chcę być najbardziej owłosioną kobietą na basanie. Od pół roku pływam razy w tygodniu i nie powiem, dzięki temu, że używam często peelingów i hartuję się przemiennym prysznicem te włosiska nie odrastają takie jak miałam poprzednio. Niestety pachy nieogolone brzydko pachną, przynajmniej moje i mam wrażenie, że każdy to czuje, więc golę co drugi dzień ;-( Ale pozdrawiam naturalistki :-)))))

    OdpowiedzUsuń
  6. mnie to zupełnie nie szokuje, włosy jak włosy, bez przesady :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Polko, tak mi się nasunęło - bardzo polecam Tobie i wszystkim dziewczynom książkę "Jak być kobietą" Cathlin Moran. Cudowna, ożywcza, mocna, zabawna książka o kobiecości, także o owłosieniu i depilacji :-) Moja córka dostanie tę książkę w posagu :-))

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja nie wiem czy to jest kwestia wzorca kobiecości czy zwykłego poczucia estetyki i potrzeby dbania o higienę, a to chyba nie bierze się z potrzeby dorównania wzorcom. Jeśli wykonujesz te wszystkie czynności pielęgnacyjne, tzn. że masz taką potrzebę. I założę się, że nawet jeśli zignorujesz ten "wzorzec" i postanowisz się przez jakiś czas zapuścić ;) to szybko powrócisz do tych dawnych przyzwyczajeń. Bo z nowymi nie będziesz czuła się dobrze ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja mam takie przemyślenia za każdym razem jak idziemy rodzinnie na basen.
    Mąż wrzuca kąpielówki do kieszeni.
    A ja stoję i stoję w tej łazience i stoję.
    Basen, zamiast z relaksem, kojarzy mi się głównie z depilacją tu, tam i owam, wszędzie.

    OdpowiedzUsuń
  10. Rytuały to nie tylko owłosienie. Dziewuszki zapuszczają to co nie widać a brewki mają wyregulowane, różowa farba na własach, śliczny eyelyner itd Naturalności i buntu to one nie reprezentują

    OdpowiedzUsuń
  11. Wciągnęłam" ten post jednym tchem...:).
    Muszę przyznać,że dokładnie taki sam bajzel w głowie mam patrząc tu i tam" na siebie:).
    Dlaczego to robimy?
    Czyli-czyścimy,modelujemy,idealizujemy,pielęgnujemy,RZEŹBIMY nasze ciałka...dla siebie?dla NICH?
    Ma to sens...po prostu świat oszalał a my z nim...
    a i higiena!!!
    zdrowie naszej skóry,alergie,wrażliwość nadmierna wymagają wklepania balsamu,potraktowania depilatorem...
    to i potem humor lepszy:)
    ja tak MAM:)
    Pozdrawiam ciepło,obserwatorka:)

    OdpowiedzUsuń
  12. A ja już nigdy nie będę miała takich puszystych paszek jak te panie, chlip chlip..... ;-))) Ostateczne rozwiązanie kwestii zarośniętej pachy w postaci depilacji laserowej. Dla mnie BOMBA!!!!!

    A co do społecznej presji, oczekiwań itp - chyba dobrze, tak dla równowagi psychicznej i poczucia, kto tak naprawdę dyktuje warunki, żeby każdy miał jakiś obszar, w ramach którego mówi: "Mam was wszystkich w nosie!", a czy to będzie pacha, łydka, makijaż, czy fryz to już kwestia drugorzędna.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  13. PS No i oczywista oczywistość: ŻADNA przesada nie jest dobra, po prostu.

    OdpowiedzUsuń
  14. Nieźle, wsadziłaś kij w mrowisko. Ja staram się zbytnio w tym temacie nie filozofować. Cóż, też wolałabym i staram się inaczej spędzać czas wolny, ale kwestię pielęgnacji traktuję jako bezdyskusyjną. Podążając za buntowniczą myślą trzeba by było zaprzestać też gotowania i jedzenia. Jak wykwintne by danie nie było, i tak kończy w kanalizacji, a następnego dnia wszystko zaczyna się od nowa :-)

    OdpowiedzUsuń
  15. nigdy nie byłam u kosmetyczki, robię z pielęgnacji to, co lubię sama- np lubię golić włosy pod pachami bo wtedy nawet jak się silnie spocę i dezodorant nie wytrzyma (co czasem sie zdarza), brzydki zapach jest o wiele, wiele mniejszy. Do tego stopnia, że namówiłam na golenie pach w lecie także małżonka, bardzo sobie chwali. Poza goleniem od czasu do czasu maluję paznokcie- bo lubię, i smaruję się balsamem do ciała- mam bardzo suchą skórę i nienawliżona mnie po prostu piecze i ciągnie, zwłaszcza zimą.

    OdpowiedzUsuń
  16. Też nigdy nie byłam u kosmetyczki, włosy farbuję gdy już mocno zaczynają nie wkurzać moje pojedyncze siwe włosy, co do depilacji..... jesoooo nie lubię tego, ale to robię (jakoś tak czuję się mniej pierwotnie bez tych nadmiarów) całą resztę stosuję raczej oszczędnie, bez przesady. Nadmierne skupianie się na swoim wyglądzie nie jest w moim stylu (zawsze stawiałam na osobowość, aczkolwiek jednak dość schludną, nie lubię totalnej abnegacji). Raczej wyznaję zasadę środka....

    OdpowiedzUsuń
  17. A co za problem raz na jakiś czas zrobić sobie taki tydzień bez golenia? Skóra odpocznie, Ty odpoczniesz... :)

    OdpowiedzUsuń